niedziela, 16 grudnia 2012

Wyznania spod prysznica... i nie tylko ;)

Kiedy stajemy się biegaczami? Czy istnieje jakiś moment, jakaś granica, po przekroczeniu której stajemy się 100% sportowcami? Nie wystarczy poczucie satysfakcji i spełnienia? Niby biegam wyczynowo, ale w życiu nie nazwałabym się zawodowcem czy profesjonalistką. Do tego daleka droga. Chociaż jak zbiorę kilku sponsorów to kto wie... ale nie tylko o to w tym chodzi...
Amator z pojęciem? Tak! To idealne określenie autorstwa koleżanki, która jako moja imienniczka wspiera mnie, jak może :)
Jakby nie było, czuję, że mogę śmiało nazwać siebie biegaczką. Przynajmniej w moim mniemaniu... Bo okazuje się, że każdy swoją poprzeczkę ustawia na innej wysokości. I nie jest to kwestia ambicji. Myślę, że bardziej chodzi o reakcje organizmu.
Po maratonie miałam okazję usłyszeć kilka definicji biegacza i to z ust kobiet, które przed momentem ukończyły mordercze 42 km. Wchodzę pod prysznic, pierwsza chwila relaksu... i słyszę dyskusję:

Przebiegłam dziś swój trzeci maraton, ale nie czuję się jeszcze prawdziwą biegaczką. Jak zaczną mi schodzić paznokcie u stóp, wtedy będę nią w 100%. Na razie tylko pękają.

Wiem, że niegrzecznie jest podsłuchiwać, ale słysząc takie „cuda” nie mogłam się oprzeć :) :) :) słucham więc co ciekawego powiedzą inne panie. W odpowiedzi słyszę:

Raz miałam kryzys na trasie, żołądek podchodził do gardła, aż zwymiotowałam, ale się nie poddałam.

Musielibyście słyszeć jej dumę w głosie ;)
W momencie, gdy próbowałam wydostać się spod prysznica, nie mogąc zgiąć obu kolan, ich wzrok przeniósł się na mnie. Nie dziwię się w sumie, bo to musiał być komiczny widok... i nagle słyszę pytanie:
- Który to maraton?
- Pierwszy
- I dobiegłaś?
- No jasne
- Gratulacje, a co z nogami?
- Dojdą do siebie, trochę bolą kolana...
- No chyba nie tak do końca trochę
- Przejdzie
Uśmiecham się głupio i nagle dochodzi do mnie, że zrobiłam to samo, co one... Nie ma, że boli, biegniemy do końca! Mimo bólu w kolanach, schodzących paznokci i innych żołądkowych dolegliwości ;) Bo twardym trzeba być, nie „miętkim”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz