poniedziałek, 20 maja 2013

4. Półmaraton Opolski


Opole zaczyna zbierać coraz więcej fanów biegania, choć nie są to ilości rekordowe. Większość podchodzi do tych zawodów, jak do jeża. Mimo, że Maraton Opolski to dopiero raczkująca impreza, to już wyrobiła sobie opinię jednej z cięższych. Liczne podbiegi, kostka brukowa, a do tego słońce, które przywitało nas na starcie. Nie było lekko! 
Mieszkam w Opolu od urodzenia i jako, że kocham biegać, udział w naszym półmaratonie traktuję jako święty obowiązek. Choć trasa wymagająca, to staram się nie zrażać. Wręcz przeciwnie – ambicje pchają do przodu i poprzeczka się podnosi. W tym roku moim celem było poprawienie czasu z poprzedniej edycji. Ale już na dzień dobry czułam, że będzie ciężko. Nie tylko przez trudną trasę. Na jakość biegu mają wpływ także czynniki zewnętrzne, których nie jesteśmy w stanie wyeliminować. Ale to, jak sobie z nimi poradzimy – zależy tylko od nas! Plan był taki: Jeśli nie będzie życiówki, niech będzie chociaż opalenizna ;) Biegająca kobieta pozostaje wciąż kobietą. Dbać o siebie musi. A co! :) Otuchy na starcie dodawała mi Gosia - redaktorka Treningu Biegacza, która również ze mną biegła.
Ciężkie dla kobiety dni w połączeniu z upałem nie wróżyły nic dobrego. O ile na upał mogłam się przygotować poprzez całotygodniowe nawadnianie organizmu, to natury już nie udało się oszukać. Miałam świadomość, że mój cel stawał się mało realny, ale wystartowałam z założeniem, że jakoś to będzie. No i było. Całkiem sympatycznie! Playlista w mp3 ułożona idealnie. Zaczęłam spokojnie w pozytywnym nastroju i pomalutku się rozkręcałam. Po 5 km złapałam cug i już tak leciałam. Dla półmaratończyków do pokonania były 2 pętle. Pierwsza przebiegała bardzo spokojnie i wręcz rozpoznawczo. Choć łąki i polany na obrzeżach miasta kusiły, by wyłożyć się na słońce, trzeba było biec dalej. Lekki wiaterek łagodził upał, a Odra chłodziła swoją bryzą. Organizatorzy też nas ratowali, jak mogli. Punkty odżywcze były idealnie rozstawione co 3,5 km. Kurtyny wodne pięknie orzeźwiały, dzięki czemu naprawdę dało się znieść panującą temperaturę. Przy drugim okrążeniu było już gorzej. Zaczęły łapać kolki i skarpetka obtarła stopę. Utrudniało to bieg, ale nie na tyle, by się poddać. Zresztą byłam świadkiem, że inni mają gorsze warunki do biegania, a mimo to świetnie dawali radę! Długi odcinek trasy biegłam na równi z panem, który cierpi na zespół Tourette’a. Nawet miał koszulkę z napisem na plecach „Biegnę z Tourettem”. Początkowo nie wiedziałam co się dzieję. Zaczyna mnie doganiać pan, który rzuca się na krzaki, znaki i inne przeszkody wykrzykując przy tym pod nosem obraźliwe epitety. Szczerze zaczęłam obawiać się, żeby nie zrobił sobie krzywdy. Przelatywał twarzą przez gałęzie, które mogły go ranić. Wleciał w znak co powoduje kolejne obrażenia. Do tego niekontrolowane tiki wymuszające dodatkowe ruchy rąk i nóg, co z pewnością odbiera energię. Raz biegł, jak szalony, a za chwilę już spokojnie i normalnie, jak każdy. Niesamowite! Ile trzeba mieć zaparcia, by mimo tak uciążliwej choroby pokonać taki dystans! I patrząc na tego pana, jak walczy na trasie, miałabym się poddać przez kolkę i obcierającą skarpetkę?! NIGDY! Biec trzeba dalej.
Na 16 kilometrze otuchy dodała mi moja drużyna Intersportu. W tym samym czasie odbywał się planowany trening. Grupa postanowiła dołączyć do mnie i towarzyszyć mi na trasie. To było bardzo miłe! Dali mi tyle energii i radości, że przestałam myśleć o wszelkich niedogodnościach. Im bliżej mety tym więcej kibiców. Znajomych twarzy, na widok których turbo dopalacze same się włączają.
I chociaż pod koniec brakowało już paliwa, dobiegłam na oparach do mety. Na ostatniej prostej czekała na mnie Gosia. Na jej widok okazało się, że jeszcze mam siłę! Tak – przyjazna buzia daje kopa większego niż kawa! Ten ostatni odcinek pobiegłyśmy razem, aż do mety. Udało się! Urwałam 3 minuty z poprzedniego czasu! Cel osiągnięty. Opalenizna też jest, a raczej spalenizna. W każdym bądź razie dwie pieczenie na jednym ogniu zaliczone. I to dosłownie na ogniu, bo palnik był straszny. Duma i motywacja na kolejny start – jeszcze większa! Uśmiech nie schodzi z twarzy :)
No i jest się czym chwalić! Jeden z uczestników naszych treningów (Intersport) towarzysząc mi z resztą grupy, nieoficjalnie zaliczył pierwszy w życiu półmaraton! Wielkie gratulacje i trzymam kciuki za kolejne sukcesy!
Gosia - redaktor prowadząca Trening Biegacza zajęła 4 miejsce w klasyfikacji kobiet, a 2 w swojej kategorii wiekowej - GRATULACJE! 
Oficjalnie do mety dotarło 286 półmaratończyków i 158 maratończyków. Oprócz tego 61 zawodników z Biegu Festiwalowego, 17 Sztafet Firmowych (68 zawodników). Były to biegi dodatkowe startujące tuż po biegu głównym. Do przebycia mieli w sumie trasę 10 km.
Najmłodszy zawodnik zawodów miał 10 lat (Bieg Festiwalowy), a najstarszy 67 lat (Półmaraton). Bo biegać każdy może, niezależnie od wieku, płci i stanu zdrowia! Wszystkim należą się ogromne brawa!
A przede wszystkim chciałam podziękować za piękny doping znajomych na mecie! Nie macie pojęcia ile to mi dało mocy! Jesteście świetni :)

2 komentarze:

  1. Opolski bieg wygrał Kenijczyk :) to mnie nie zdziwiło, tylko skąd się u nas wziął? :D

    Gratulacje! Gratulacje! Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję :) Kenijczycy co roku zgarniają podium i zaliczają wszelkie maratony, gdzie się da :)

    OdpowiedzUsuń