piątek, 29 listopada 2013

Komin termoaktywny NESSI

Mroźne powietrze zmusza do cieplejszego ubioru. Również i do zadbania o nasze drogi oddechowe. Podczas biegania, niezależenie czy oddychamy nosem czy ustami, wdychamy mroźne powietrze. To niestety może prowadzić do szybkiej choroby. Nessi dba o biegaczy i w swojej ofercie prezentuje komin termoaktywny, który nie tylko osłania, ale i ogrzewa. Rozmiar jest uniwersalny zarówno dla panów, jak i pań. Do wyboru mamy 7 energetycznych kolorów, które pozwolą przełamać rutynę zimowej szarości.

Komin to kawałek materiału o wymiarach 48 cm x 25 cm zszyty w jednym miejscu. Szwy są płaskie w związku z tym nie odczuwamy ich podczas użytkowania. A jak można użytkować? Komin można nosić na kilka sposobów. Jego elastyczność pozwala na różne kombinacje, z których wyjdzie nam czapka, kominiarka, opaska, szalik, czy najpopularniejsza maska zakrywająca twarz. Osobiście wolę wersję czapki i maski osłaniającej usta i nos.

Zewnętrzna część materiału jest kratkowana, co równoważy jego oddychalność z wiatroszczelnością. Wewnętrzna część jest lekko ocieplana, a przy tym bardzo przyjemna w dotyku dla skóry. Kiedy wraca się z intensywnego treningu czuć, że części twarzy, które zakrywamy są delikatnie ocieplane. Nie ma więc obaw, że nas przewieje. W trakcie testów sprawdziłam różnicę i komfort biegania zarówno z kominem, jaki bez komina. Zdecydowanie wolę otulić się nim i nie przejmować się, że mnie zawieje i będę chodzić sztywna ;)

O ile zewnętrzna część komina jest śliska, to wewnętrzna ma dobrą strukturę, która pozwala na trzymanie się materiału w miejscu. Wiadomo, że podczas aktywności wykonujemy mnóstwo ruchów i materiał może się lekko zsuwać. Każdy z nas ma różną budowę i często jest to kwestią techniczną, jak ułożyć komin, by trzymał się najsolidniej ;)  

==>> Sklep Nessi

czwartek, 28 listopada 2013

Górka śmierci :)

Patrząc na plan od trenera śmiem twierdzić, że skończyło się truchtanie, a zaczęło konkretne trenowanie  

Luźne 7km + podbiegi na 90% możliwości... było piekło! Uda się paliły i nawet mroźne powietrze nie nadążało ich chłodzić  a im wyżej wbiegałam tym mocniej czułam, jak żołądek przemielony podchodził do gardła 

W takim ładnym stylu przywitałam się dziś z Górką Śmierci słynna opolska góreczka, z której wróciłam sponiewierana i zajechana... uwielbiam to zmęczenie 

Oczy już mi się same zamykają 

Przygotowania na sezon wiosenny uważam za rozpoczęty  Cel jest konkretny - Rotterdam Marathon poniżej 4h 

Przede mną duuuuuuuużo pracy!  Ale bez pracy nie ma efektów 

poniedziałek, 25 listopada 2013

Bielizna termoaktywna Nessi - testy

Pogodynki straszą pierwszym śniegiem… że niby już, lada moment na kolejne tygodnie lub miesiące zniknie piękna zielona trawa, a pojawi się ten biały, zimny puch, który niekoniecznie wszystkim odpowiada. A co na to biegacze? Cieszą się! A co… mamy płakać? Przecież nie ma złej pogody, są tylko słabe charaktery! I zły ubiór ;)


Na ubraniach się skupię, bo są bardzo istotne. Zwłaszcza, że nasza polska zima, zmienną lubi być i nie zawsze tak piękną, jak na obrazkach ze św. Mikołajem ;) Jest gorsza niż kobiece nastroje! Raz urocza, biała i niewinna, skąpana w pięknym słońcu, a innym razem wieje chłodem, nachmurzona, szara, bura… temperaturą też nas nie będzie rozpieszczać. Biegacze to jednak specyficzna grupa, która z każdego minusa (nawet tego na termometrze) potrafi zrobić plus. Jak?
Wystarczy, że zadbamy o odpowiednią temperaturę naszego ciała. Tu przyda się odzież termoaktywna. Technologia tego typu odzieży jest tak skonstruowana, by w trakcie treningu, gdy się pocimy, nie doszło do wychłodzenia organizmu.

Firma Nessi proponuje zestaw bielizny termo aktywnej: getry + bluza.
Precyzja wykonania sięgnęła zenitu. Jak zwykle :) Chyba nie będę się powtarzać i po raz kolejny rozwodzić w tym temacie. Jakość produktów firmy Nessi zasługuje na złoty medal. No ale przejdźmy do konkretów…
Czym zauroczyła mnie ta bielizna? Innowacyjnością, funkcjonalnością i przede wszystkim prostotą.
Dual Thermo – podwójna warstwa termoaktywna. Pierwsza, wewnętrzna odpowiada za odprowadzanie wilgoci od skóry. Druga zaś (zewnętrzna), rozprasza ją na swojej powierzchni, dzięki czemu schnie błyskawicznie. Takie 2 w 1 – ochrona przed chłodem i podtrzymywanie optymalnej temperatury ciała. To najistotniejsze elementy. Nie wyobrażam sobie, by pocić się na mrozie i zamarzać. To odebrałoby przyjemność biegania.
Aby odczuć efekty tej technologii, ważne jest, aby bielizna była jak druga skóra. Nie ma uwierać czy uciskać, ale swobodnie przylegać do ciała i je oplatać. Dodatkowo zastosowano (jak w wielu innych produktach tej marki) płaskie szwy, które chronią przed otarciami. Dzięki wykorzystaniu mapowania ciała bielizna doskonale dopasowuje się do sylwetki.
Producent zadbał również o odpowiednie kanaliki w miejscach intensywnej potliwości. Pozwala to swobodnie oddychać naszej skórze. W miejscach, gdzie potrzebna jest zwiększona ochrona termiczna, zastosowano specjalne sploty, by zwiększyć odporność na wychłodzenia. Takie rozwiązania znajdziemy w okolicach kolan, łokci oraz na ramionach i nogach.

I perełka, jak dla mnie – najważniejsza :) Ochrona antybakteryjna i antyalergiczna, która powoduje szybkie odprowadzanie wilgoci. Gdy się pocimy bielizna staje się dobrym środowiskiem do rozwoju bakterii. Dzięki tej technologii pot nie zalega i nie wżera się materiał. Zapobiega to powstawaniu nieprzyjemnych zapachów. Niestety już miałam takie przypadki w bieliźnie innej marki. Po sezonie intensywnych treningów bluza była dosłownie zajechana. Pot tak się wżerał w materiał, że nawet po wyciągnięciu z pralki, wciąż czułam smrodek potu. W przypadku Nessi – odetchnęłam z ulgą. Skończyły się problemy zapachowe. Co więcej - zastosowane materiały nie powodują alergii. To też jest ważne, ponieważ w obecnych czasach coraz więcej osób cierpi na uczulenia i alergie.
Logiczne jest, że na mróz nie wyjdziemy w samej bluzie termoaktywnej. Tak samo, jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak samo jedna bluza nie uchroni nas przed zimnem. Jednak to, co założymy, jako drugą warstwę ma duże znaczenie. Powinna być równie oddychająca i chroniąca przed przewianiem, co bielizna. Jeśli założymy kurtkę, która nie oddycha i nie ma dobrej cyrkulacji… ukisimy się jak ogórki we własnym pocie. A tego nie chcemy :)  Ponadto producent podaje, że bielizna sprawdza się w temperaturach, nawet do -25 stopni. Osobiście, jeśli temperatura spada poniżej -15, nie wychodzę biegać w teren. Chyba, że jest piękne słońce, to wtedy jestem w stanie się skusić. Ale przy szaro-burej aurze nie ryzykuję już i z nosem spuszczonym na kwintę wyruszam na bieżnię mechaniczną… nie jestem jednak hardcorem ;) W każdym bądź razie, nie miałam jeszcze okazji sprawdzić odzieży w takich temperaturach. Przy porannych przymrozkach, jakie już nie raz atakowały – bielizna sprawdziła się.


I jest tylko jeden minus… nie do końca wiem czy wynika on z mojej strony czy strony producenta. Otóż miałam kłopot z doborem rozmiaru… tak, on ma znaczenie ;) Jestem osobą niską, ale z pewnością nie filigranową. W związku z tym miałam kłopot z rozmiarem. Szczerze mówiąc, od zawsze miałam z tym problemy. Spodnie w rozmiarze „S” (przy wzroście 157cm) były za małe. Wymieniłam na rozmiar „M” i na długość są idealne. Mają za to bardzo wysoki stan, co generalnie uznałabym za plus. Zapewnia to doskonałą ochronę okolic nerek i pleców, które są mocno narażone na owianie. Bluza zaś w rozmiarze „S” wydawałoby się, że jest dobra. Leży swobodnie, nic nie ugniata, nie uwiera... tylko jakby lekko za krótka jest. Rozmiar „M” zaś jest zdecydowanie za duży, choć na długość już było lepiej. Dół bluzy powinien sięgać do połowy pośladków. „S” kończy się u mnie już w pasie, co powoduje, że się podwija. Rozwiązanie znalazłam dość proste. Wsadzam bluzę w spodnie i wszystko trzyma się na miejscu. Jednak jest prośba do producentów: by bluza miała ciut dłuższy dół :) wtedy będzie perfekcyjnie :) Choć, jak wspomniałam, nie jestem pewna czy to ja mam nierówne wymiary ;) Na stronie znajdziecie tabelę rozmiarów, która ułatwi wam wybór.
Gorąco polecam!


niedziela, 24 listopada 2013

Rywalizacja na trasie

Dziś leniwa niedziela :) 

Po wczorajszym starcie odpoczynek się należy, jak psu buda! :) Ale... męczy mnie ciągle sytuacja z wczorajszego biegu...

Otóż, w pewnym momencie, gdzieś mniej więcej na 8 km trasy zaczęłam doganiać pewnego pana (na oko miał może z 50-60 lat). Generalnie obrałam taktykę z maratonu i wystartowałam na końcu, by na przestrzeni całego dystansu spokojnie i jednostajnie wyprzedzać resztę zawodników. Tak też było. Pomału i sukcesywnie mijałam każdego nie męcząc się przy tym  jakoś specjalnie. Wczorajszy bieg był na dużym luzie. Oprócz jednego momentu. No właśnie...




Doganiam pana. W momencie, gdy zauważył, że chcę go wyprzedzić, strasznie się spiął i przyspieszył nie pozwalając mi na wyprzedzanie. OK, jest rywalizacja. Różnica jednak była taka, że ja miałam oddech spokojny i miarowy. On sapał, jak parowóz i bałam się, że coś mu się stanie... Spokojnie sobie przyspieszałam z sekundy na sekundę, ale on nie dawał za wygraną. Mało tego siedział mi na plecach tak mocno, że mało mnie szlag nie trafił! Czułam się, jak na rajdzie samochodowym, kiedy to auta zderzają się o siebie w celu wyrzucenia przeciwnika z trasy! Był tak blisko, że mogłam mu dać z łokcia... ale to byłoby niesportowe zachowanie :/ Chociaż jego wcale nie było lepsze...mama jednak uczyła szacunku do starszych, więc łokcie trzymałam przy sobie. Odbiegłam kawałek od niego, na pobocze, a on znów mi biegnie na plecach! Przed nami ostry zakręt... to sobie myślę, że tu go zgubię... ale niestety! On uknuł to inaczej... wszedł mi w zakręt tarasując trasę, co nie ukrywam dość mocno mnie zdenerwowało... :/ przyspieszyłam już konkretniej, by go zgubić, ale ten nie odpuszczał. Mało się nie zapluł przy tym, bo przecież, jak facet mógłby dać się wyprzedzić kobiecie... pomijam, że cały czas mi smarkał pod nogi, z czego połowa glutów zostawała mu na wąsach i tak z tym biegł... fuuuuuuujjjjjjjj... :/ Kiedy on się zamęcza dorównując mi za wszelką cenę tempem, ja poirytowana jego zachowaniem obmyślam plan. Facet ma cały asfalt dla siebie. Niech sobie biegnie, niech rywalizuje, ale niech nie siedzi mi tak na plecach!!! Zwolniłam i przebiegłam na drugi koniec jezdni. Miałam nadzieję, że on zostanie na swoim miejscu. Ale nie... szybko zmienił pozycję i znów znalazł się przy mnie... :/ Naprawdę musiałam się hamować, żeby mu nie wykrzyczeć czegoś w nerwach. W życiu nikt mnie tak nie zdenerwował na zawodach... Ewidentnie grał mi na nerwach! Dziad...I wyklinam sobie w głowie i odgrażam się, że ja ci jeszcze pokażę, jak się biega... 

Wzięłam go sposobem... wiedząc, że będzie walczył i nie pozwoli się wyprzedzić :) przyspieszyłam dość mocno. Zasapałam go solidnie, mimo że nie odpuszczał. Jego oddech błagał o litość, a ja podkręcałam tempo :) Kiedy już miał dość, zwolniłam,a po chwili zatrzymałam się. Chyba myślał, że odpadłam... a ja dopiero nabierałam rozpędu :D Kiedy on stracił czujność, ja wystartowałam w konkretnym tempie i plecy, do których tak mocno się przyczepił, mógł już tylko obserwować, jak oddalają się od niego :)

Tak się biega! 

Walka ta toczyła się przez 2-3 km. Kolejne 2 km potrzebowałam, by uspokoić nerwy. 

KOSMOS! Facet nieźle mnie zmęczył psychicznie... :/ Ja jego zajechałam kondycyjnie... Na mecie śmiał się, że dobrze biegam... przynajmniej gluty wytarł z wąsów :/  

piątek, 22 listopada 2013

Wizyta u kardiologa - cz.1 :)

Żeby nie było, że tylko piszę o profilaktycznych badaniach... postanowiłam również wybrać się do lekarza i oddać swoje serce do testów  

Pierwsza część badań to Echokardiografia lub mówiąc bardziej potocznie - echo serca. Dzięki temu badaniu kardiolog jest w stanie ocenić, jak pracuje nasze serducho. Jaką ma strukturę, czy nie jest przerośnięte, czy zastawki prawidłowo pracują i czy funkcje skurczowe i rozkurczowe nie wykazują żadnych nieprawidłowości.

Wszystko mam w normie 

Pan kardiolog mówi, że mam serce stworzone do biegania Wymiary jam serca są prawidłowe, zastawki bez dysfunkcji, lewa komora pracuje prawidłowo, ciśnienie płucne w normie 

Kolejne badania wkrótce... 

Zawsze biegałam z sercem  bo to kocham!    

czwartek, 21 listopada 2013

Gwiazda ze spalonego teatru ;)


Kołcz kazał dziś wrzucić na luz i... błyszczeć, jak gwiazda na niebie  Było więc szuranie po asfalcie, jak po perskim dywanie w świetle jupiterów  światła samochodów atakowały niczym flesze paparazzi  tak właśnie biegają gwiazdy  te prawdziwe mają swoje 50 minut sławy na trasie, a nie jakieś tam marne 5 minut  

Faktem jest, że czas który poświęcamy na bieganie, to wyjątkowy czas. Czujmy się zatem wyjątkowo! 



Zabiegana Ania - gwiazda ze spalonego teatru    hehe 

Czas zejść na ziemię i wrócić do obowiązków!

środa, 20 listopada 2013

Katharsis... ;)

Kiedy jest najlepszy trening? 

Kiedy światła miasta zlewają się w całość, pot zlewa się z deszczem, a cień biegnących nóg zostaje pochłonięty przez noc... 

Wczorajszy trening był jak katharsis! Emocje zostały zgubione w ciemnym lesie  Żeby efekt był długotrwały, poprawiłam crossfitem... po nim zawsze jest uśmiech na twarzy  
Do tego ledwo przespana noc i od rana znów biegiem na trasę  

Padam! Ale za to z jakim uśmiechem  

P.S.
Po takiej dawce wysiłku, kawa ma nieziemski smak 

niedziela, 17 listopada 2013

Pierwszy trening w nowych butach :)

Pierwszy trening w nowych butach... i mam wrażenie, jakby mi ktoś zalał nogi cementem!

Nie pomyślałam, że aż tak odczuję różnicę w wadze buta. Poprzednie buty, w których biegałam były leciutkie, jak pióreczko. Adidas kanada tr5 K są masywniejsze i przez to cięższe. Myślę, że to kwestia 2-3 treningów, by przyzwyczaić stopy do butów. Właśnie dlatego tak ważne jest, by nie brać nowych butów na start! Nigdy nie wiesz, jak się będzie biegło...

...pierwsze kilometry, nie ukrywam, że były ciężkie. Po 5 km chyba przywykłam do "obciążenia" i udało się przebrnąć cały dystans (14,5 km) :)

Fakt, że wybrałam troszkę trudniejszą trasę. Celowo pod buty, by sprawdzić ich stabilność. Kamienista ścieżka, mnóstwo nierówności, błotniste wyboje... dawno tamtędy nie biegałam ;)

Pod tym względem buty zdały egzamin w 100% :) Staw skokowy był stabilny, nie traciłam równowagi na nierównościach, a podeszwa trzymała się podłoża, jak tonący brzytwy :P

Co więcej... materiał, z jakiego buty zostały wykonane, jest wzmocniony. Siatka oddychająca nie jest przerzedzona. Dzięki temu nie ma zbyt dużego przewiewu, a to zimą jest istotne, by stopy nie marzły :) Minimalny luft wystarczy do wentylacji stóp ;)
Język jest sztywno przyszyty do boków wiązań, co w efekcie daje duży komfort. Nie przekręca się i nie musimy się bawić w układanie go :) (W New Balance'ach mam z tym kłopot)

Generalnie jestem zadowolona. Mimo że nogi mnie bolą, jakbym przebiegła maraton...

Buciki rozbiegamy, przyzwyczaimy delikatne stópki i znowu będziemy cieszyć się bieganiem ;)

Choć życiówek w nich chyba nie zrobię... ale za to, jak po zimie wskoczę znowu w moje leciutkie pióreczka... to będę frunąć, jak torpeda :P

Czyli jest plan :D sezon zimowy - ćwiczymy siłę biegową :D

P.S.

Z każdego minusa, trzeba umieć zrobić plus :)

sobota, 16 listopada 2013

Adidas kanadia tr 5K

Podczas biegania, nasze myśli są bardziej aktywne niż zwykle. Do głowy przychodzą wtedy najlepsze pomysły  I właśnie wczoraj wpadł mi do głowy jeden, ale za to genialny pomysł  

trzeba kupić nowe buty do biegania!    

A po co mi kolejna para? A no po to, żebym później nie narzekała, że zima mnie zaskoczyła... i że nie wyjdę biegać, bo śnieg spadł... zaskoczeni mogą być tylko drogowcy, ale nie ja! 

Buty, w których biegam obecnie, mają płaską i cienką podeszwę. Typową na asfalt. Na śniegu mogą nie zdać egzaminu. Istnieje ryzyko, że podeszwy w zetknięciu ze śniegiem stracą przyczepność. Zacznę się ślizgać i w efekcie będę wywijać spektakularne gleby 

Poprzedniej zimy biegałam w adidas kanadia tr 4 - buty do biegania trailowego, które zapewniają doskonałą przyczepność w trudnych warunkach. Byłam z nich tak zadowolona (niestety zabiegałam je tak, że umarły), że postanowiłam kupić ten sam model  Nie znalazłam w sklepie modelu tr 4, ale za to znalazłam nowszy model kanadia tr 5K  Śniegu co prawda jeszcze nie ma, ale i tak jutro przetestuje je na treningu  




Przydadzą się na kolejny start, który planuję za tydzień: 15 km przełajem  But jest stabilny i mocno trzyma się podłoża, więc istnieje szansa, że nie wykręcę ponownie kostki 

No i tak...miałam odpoczywać... a znowu biegałam  tym razem po sklepach 

piątek, 15 listopada 2013

Ciągle w biegu ;)

Ania znów zabiegana  Od rana na pełnych obrotach! Uwielbiam takie dni  pozytywnie zakręcone  

W pracy przygotowania do maratonu rowerowego - 3h pięknej jazdy Indoor Cycling   Instruktorzy dadzą popalić! Dodatkowe wrażenia zapewnia Nessi - jeden z głównych sponsorów imprezy. 



Pakiety startowe zapakowane, rowery dopieszczone, emocje podkręcone, ekipa przygotowana  
Po pracy biegiem do domu i czas na drugą pracę  równie przyjemną i kochaną - redakcja 

Chwila dla Was oczywiście też się znajduje 

Za chwilę trening, który zwykle określam: "idę szybko biec, bo czasu mało" 

12km na rozluźnienie, a później biegiem na maraton do klubu 

Trzeba wspomóc ekipę 

Dzień pod tytułem: ZABIEGANA ANIA   

środa, 13 listopada 2013

Gówniane 10 km

Poranny trening miał być luźny i przyjemny. 10 km, które znałam, jak własną kieszeń. Wydawałoby się, że nic nie zaskoczy mnie na trasie i mogłabym biec z zamkniętymi oczami. A jednak...

Różne rzeczy mi się przytrafiały na treningu...były atakujące psy, zalane ścieżki, przez które trzeba było skakać, zatopione kładki, przez które trzeba było nawracać, dziadki na rowerach ze śmierdzącymi kiepami, którzy przejeżdżali obok żółwim tempem i zasmradzali mnie dymem najtańszego tytoniu :/ zawsze miałam ochotę kopnąć ich w tylne koło! A co! I zepchnąć do rowu... bo mój żołądek jest troche wrażliwy na tego rodzaju smrody... były sarny wyskakujące z pola i... tu się zatrzymam... bo kiedy tak sobie biegłam swobodnie i jak zwykle musiałam przedostać się przez kawałek pola... zauważyłam, że jest ono jakieś takie... odświeżone :) Jakby spulchnione, przeorane... no ale co tam! Wbiegam moimi ślicznymi, błękitnymi fast butami w to jeszcze piękniejsze pole, które miałam wrażenie, że jest celowo przygotowane dla mnie :D conajmniej jakby właściciel pola rozwinął mi czerowny dywan! Miękki, puszysty i... nie przewidziałam, że taki śmierdzący! Powietrze z rana trochę przemrożone, nos lekko zatkany nie wyczuł od razu zagrożenia ;) Dopiero po chwili zorientowałam się, że coś tu śmierdzi... Awaria wody w mieście była, owszem, ale już naprawili. Zatem nie byłam to ja...więc kto? Podstępny, śmierdzący, zmieszany z ziemią GNÓJ! I tak sobie biegnę i wyklinam w myślach... "ty gnoju...ja ci pokażę!" Chciałam żeby moje buty skopały gnojowi...pole? Ale bałam się, że ich nie doczyszczę :P pokonałam więc te gówniane miejsce najszybciej jak sie dało :) na paluszkach, prawie frunąc i na wdechu, by mnie rolnicy nie posądzili o dodatkowe nawożenie pola ;) Smród ciągnął się za mną już do końca... nie chciał mi gnój odpuścić :D z luźnego treningu zrobiła się więc beztlenówka :)
I niech mi ktoś powie, że bieganie jest nudne... :)

sobota, 9 listopada 2013

piątek, 8 listopada 2013

Miłość ma różne odcienie, a my mamy różne humory ;)



Z bieganiem jest trochę, jak z facetem... albo kobietą? W każdym bądź razie jest, jak związek  mój związek: ja - bieganie nie jest dziś w najlepszej kondycji... nie zawsze musi być słodko i kolorowo!

Najważniejsze to nie poddawać się i starać się podsycać tą cenną iskierkę, która tli się jeszcze na dnie serca...

Mimo, że wlokłam się dziś jak stary hipcio albo i jeszcze gorzej... to nie pozwoliłam na chwile zwątpienia.
Trener uprzedzał, że będzie dziś ciężko, ale jak zwykle nie wierzyłam dopóki nie spróbowałam  było mi w cholerę ciężko! I to nie dlatego, że trening był nad wyraz forsujący... bywały gorsze 
Na szczęście miłość nie mija ot tak...z powodu jednego niepowodzenia  ta prawdziwa trwa, mimo drobnych niedoskonałości  

piątek, 1 listopada 2013

Gorzki smak interwałów na lekkim, porannym mrozie

Trener zadał na dziś interwały. I to nie byle jakie! Jako że mamy Dzień Wszystkich Świętych, zastanawiałam się czy nie zrobić treningu na cmetarzu, bo przy ostatniej fazie przyspieszeń miałam wypruć flaki... ;) 


No i prawie się udało! Nogi  puchły, oddech nie nadążał... chyba o to chodziło trenerowi!  przy kolejnym mocniejszym przyspieszeniu w ustach zrobiło się tak gorzko, że chciałam paść... ale nie dam tej satysfakcji trenerowi!  i walczyłam do końca