czwartek, 26 grudnia 2013

Świąteczne bieganie ;)

Przyszedł czas na przetestowanie soli regeneracyjnych, które dostałam od sklepu www.kadencja180.pl Szkoda mi było zużyć ją po lżejszych treningach...Trzymałam je na czarną godzinę i właśnie taka wybiła!

Dzisiejsze 20 km było męką z 2 powodów. Po pierwsze... świąteczne jedzenie to kiepskie paliwo do biegania  ALE! Za dużo jednak zjeść nie umiałam (trochę na szczęście!) ponieważ... może zabrzmi głupio, ale popsuły mi się plecy  - powód nr 2.

A co ma piernik do wiatraka? A no ma tyle, że mięsień, który mi dokucza (prawdopodobnie czworogłowy grzbietu) nie pozwalał mi ani jeść, ani pić... Każde przełknięcie czegokolwiek kończyło się bólem i grymasem 

Generalnie jestem odporna na ból, dopóki nie zaburza normalnego funkcjonowania... o ile wczoraj dawałam radę i znosiłam go dzielnie, to dziś już powiało dramatem 

W związku z tym biegłam całe 20 km z bólem... dało się biec, ale dyskomfort był wyraźnie odczuwalny. Po treningu śniadanie... doprawione bólem  Na deser kawa, która również sprawiała ból! Na 
obiad...? Sami sie domyślcie  Mogłabym troszkę zastrajkować i olać jedzenie i picie.. ale mam siedzieć o suchym pysku w święta? O nie  Jakoś wytrzymałam  Żele przeciwbólowe i przeciwobrzękowe, chłodzenie, delikatne rozmasowywanie mięśnia... zero efektu! 



Sięgnęłam po najcięższy kaliber  Jutro wizyta u fizjoterapeuty, który zawsze skutecznie ratuje mnie z opresji  Gdyby nie on, juz dawno bym się rozsypała  (www.revit-fizjoterapia.pl) Nie raz już Wam o nim wspominałam, ale naprawdę jest godny polecenia 

A póki co, wspomniana kąpiel solankowa, która przyspiesza regenerację i łagodzi bóle mięśniowe, stawowe, nerwobóle. Wymoczyłam się więc i zobaczymy czy obudzę się jutro 10 lat młodsza  Póki co mogę powiedzieć, że zmęczenie jest mniejsze, jak po dobrym masażu  chyba, że to efekt placebo... jakby nie było, mięśnie czują się lepiej, plecy niekoniecznie  ale z nimi rozprawię się jutro 

środa, 25 grudnia 2013

Świąteczne refleksje :)

Jak to u Zabieganej Ani... cały rok w biegu  Teraz, kiedy mamy Święta, przyszedł czas na chwilę oddechu i spokoju  

Tak też wyglądał dziś mój bieg. Bez liczenia kilometrów, czasu... Byłam tylko ja, droga i moje myśli  Pomijam kierowców pukających się w czoło na mój widok  W każdym bądź razie postanowiłam dziś pobiec odświętnie, bez rygoru, jaki narzuca trener Bo życiówki życiówkami, ale przyjemność z samego przebierania nogami też musi być  Nie ma nic lepszego niż bieg w rytm właśnych myśli i oddechu. Lewa, wdech, bit serca, wydech, prawa... aaahhhh 

I tak biegnąc sobie dziś beztrosko zaczęłam analizować swoje życie... a było nad czym mysleć! I wiecie co? Z czystym sumieniem muszę przyznać, że ten rok jest naprawdę wyjątkowy. Pod każdym względem. Oczywiście były momenty zwątpienia, czy drobne upadki... ale kto ich nie ma? To właśnie te sytuacje umacniają nasz charakter.

A dlaczego ten rok jest taki wyjątkowy? Bo przede wszystkim robię to, co kocham. Spełniam się w tym i czuję się szczęśliwa. Wyznaczam cele i spełniam swoje marzenia. Po zdobyciu jednego "szczytu" nie spoczywam na laurach, lecz rzucam sobie kolejne wyzwanie. Szkoda czasu na lenistwo  Choć przyznaję, że i ono czasami mnie ogarnia. W końcu jestem człowiekiem 

W każdy swój cel wkładam 200% energii i jeszcze więcej serca. Czerpię z życia garściami i mam wrażenie, że dopiero zaczynam łapać wiatr w żagle!

Gdzieś w połowie roku moje drogi zbiegły się z Pawłem - trenerem, dzięki któremu każdy kolejny bieg zakończony jest życiówką. Dzięki niemu moje życie nabrało prędkości. Oprócz niego jest jeszcze Leszek, który pracuje nad moją siłą i motywuje, jak nikt inny Dziękuję Wam chłopaki!!!!!!   

Jak już życie nabrało prędkości, zamieniło się w karuzelę... istny rollercoaster!!! Oczywiście w najbardziej pozytywnym znaczeniu  Przestałam już cokolwiek planować, bo życie zaczęło mnie tak zaskakiwać, że nie nadążąłam sama za sobą. A co zabawniejsze, wszytko dzieje się samo, bez specjalnego zabiegania o dane sytuacje. W życiu nic nie dzieję, się bez przyczyny i wszystko ma swój logiczny sens... jedno wynika z drugiego  Pisałam już o tym, przy okazji pierwszych urodzin bloga, ale z chęcią to powtórzę 

Bo kiedy robisz to, co kochasz, jest to doceniane i w jakimś stopniu nagradzane. Choćby uśmiechem i dobrym słowem 

Tyle sobie nadumałam dziś podczas biegania. Przybiłam luźną piąteczkę z myślami i łapiąc kolejny oddech, stwierdzam:

KOCHAM ŻYCIE!!! I JESTEM Z NIEGO DUMNA 

Przede wszystkim dlatego, że sama wyznaczam jego tor  Tylko od nas zależy, jak będzie ono wyglądać 

I na koniec tylko zacytuję pewną bardzo mądrą osobę, która w jakiś sposób wpłynęła ostatnio na moje życie:

"Jeżeli wybierasz się na Księżyc, mierz w Marsa!!!"

I tego Wam wszystkim życzę 

sobota, 21 grudnia 2013

Strzelce! Ustrzelona kolejna życiówka ;)


"Nawet gdy czujesz strach, albo już nie masz sił, musisz dotrwać do końca, choćbyś miał tu paść na ryj!"

I tak właśnie było... ogień!!!!! Ostatni bieg w tym roku - kolejny wyścig z czasem  Będę nudna w tym, ale znów jest życiówka  Choć łatwo nie było, walczyło się do końca! 3/4 trasy to otwarta przestrzeń, gdzie wiatr skutecznie hamował prędkość... momentami miałam wrażenie, że biegnę w miejscu! Co więcej, biegnąc w tych warunkach pod górkę, zginało mnie w pół od siły wiatru  za to wybiegając z tych wietrznych terenów, wbiegało się na ostatnią prostą w terenie zabudowanym, gdzie nagle hamulce puszczały 
i predkość rosła 5-krotnie  Biegłam z Anitą razem przez całe 15 km. Kiedy ja zwalniałam, ona mnie podciągała. Kiedy ona odpuszczała, ja ją podkręcałam. A na mecie dałyśmy naprawdę czadu  Tak darłyśmy asfalt, że aż się kurzyło za nami  To był piękny finish!!! Wzajemna mobilizacja to podstawa! 
Generalnie cały wypad był niesamowity! Dawno się tak nie uśmiałam  Ekipa na najwyższym poziomie  Dołączył do Nas Przemek ze sklepu www.kadencja180.pl, gdzie możecie znaleźć mnóstwo profesjonalnego sprzętu dla biegaczy. Polecam z całego serca!!! Bo nie tylko sprzęt jest ciekawy, ale i sam Przemek profesjonalnie służy dobrymi radami  do znalezienia także na fejsie 

Przy okazji udało się poznać kilka osób, które systematycznie odwiedzają mojego bloga  Dzięki za miłe słowa!!!!!! Choć czasu było niewiele na pogaduchy, bo jak zwykle wpadłam na start zakręcona  jednak spotkania tego typu zawsze są miłe i dziękuję za to, że jesteście!!! Przy okazji gratulację Wam świetnych wyników!!!  Naprawdę nie było lekko 

Po wszystkim przyszedł czas, by nacieszyć się gwarem i sielską atmosferą wśród całej watahy biegaczy  Kocham takie spotkania  Pełne energii, humoru, pasji i przede wszystkim pozytywnie zakręconych osobowości!!! Biegacze to fajni ludzie 

sobota, 14 grudnia 2013

Górka śmierci cz.3 ;)



Dzisiejszy trening był raczej z tych morderczych... trzecie podejście na górkę śmierci  Ale...

Tym razem 10 km w ramach rozgrzewki i... 10 góreczek na 90% możliwości! Z dopiskiem od trenera:

"Pamiętaj! Ryjesz brodą o ziemię "

A co ja na to? Chyba Ty! hahaha  Nie dam mu tej satysfakcji  Od dłuższego czasu trener się odgraża, że zostanę żoną Hadesa, a ja bronię się przed tym udowadniając, że Hades to może co najwyżej mi buty wyczyścić  No ale do zadania należy podejść rozsądnie. Wybiegam w obwodnicę i luźna dyszka przeleciała mi tak szybko, że nie zdążyłam o niczym pomyśleć Dobiegam do góreczki... chwila na rozciąganie  i znowu te dziwne spojrzenia ludzi na moje wypięte figury  No dobra... czas zmierzyć się z kolejną dyszką... wiedziałam, że lekko nie będzie! Ale nikt nie mówił, że miało być 

Pierwszy podbieg poszedł gładko. Tak samo, jak kolejne 4... myślę sobie: pffff... też mi coś lajcik  6 podbieg już był cięższy, a przy 7 czułam tą cholerną gorycz w ustach! Pocieszam się w myślach stwierdzając, że większa połowa za mną...

Okazało się, że obserwowało mnie 3 chłopaczków. Na oko po 9-10 lat mieli. Jeździli na hulajnodze i widząc, jak raz za razem wbiegam i zbiegam z tej cholernej górki, postanowili się ze mną zmierzyć... Trochę się bałam, że spuchnę przy nich. W końcu mieli hulajnogi, a ja... tylko nogi, albo aż! Raz się żyję maleńka... jedziesz!!!
Ruszyliśmy i małolaty od początku miały przewagę. Jednak im wyżej na szczyt tym było im ciężej i wyraźnie słabli. Trzeba jednak przyznać, że walczyli mocno  Wygrana zdecydowanie była po mojej stronie, bo nie wjechali na sam szczyt  ups... jak mi przykro  8 podbiegów za mną... uda mnie piekły tak mocno, że jakby ktoś mnie suchymi liśćmi obrzucił, to pożar mógłby się pojawić  Jeszcze tylko 2... najgorsze! Przy 9 podbiegu miałam wrażenie, że ktoś wydłużył ścieżkę i znów ta gorycz w ustach...  Wbiegłam z wielkim trudem, ale nie poddawałam się!

Miałam ogromną motywację, by walczyć dalej  Otóż dokładnie za 4 miesiące (13.04.2014) stanę na linii startu Rotterdam Marathon!!! Czasu zatem mam niewiele, a pracy przede mną wciąż sporo 

Jest jeszcze drugi cel, o którym Wam nie powiem  Przynajmniej na razie  Ale wymaga równie sporo poświęceń, bólu i wytrwałości. Wsparcie wskazane 

Mając w głowie tak ogromną motywację, zaliczyłam 10 podbieg, dając z siebie max możliwości 

Byłam z siebie cholernie dumna!!!!! Tak bardzo, że droga powrotna okazała się być zbawiennym relaksem. Pozwoliłam sobie na małe przyspieszenie  Musiałam strasznie głupio wyglądać ciesząc się sama do siebie w trakcie biegu  Trudno 

Tym sposobem nabiegałam w sumie 14 km w całkiem niezłym czasie (jak na mnie) - mam nadzieję, że tym razem trener będzie rył brodą o ziemię - z zachwytu 

Łydki mi dalej pulsują, a uda mam wrażenie, że wylały się z betoniarki. Żołądek jest przemielony, oczy już gotowe do snu  i tylko został jeden odruch bezwarunkowy... uśmiech 

fot. http://kozak-anna.flog.pl/

czwartek, 12 grudnia 2013

Pobudkaaaaa!!!!!!! :D



No ładnie... zaspałam na trening! Nie będę pokazywać palcem przez kogo, bo nie wypada  Miałam iść wcześniej spać, jeszcze celowo dzwoniłam do kołcza, bo coś szablon pusty, nie wiem czy moge spać, czy z rana wstawać...

Ja: Siema, biegam jutro?
Trener: Jasne! Co za pytanie...
Ja: Bo szablon pusty jeszcze, nic nie wpisałeś, a chcę już spać
Trener: No... to jutro króciutki dystans, zrób 12 km 

Ekstra  nastawiam budzik i z zamiarem szybkiego wyłączenia komputera, sprawdzam pocztę, fb bloga, zaczynam odpisywać na zaległe wiadomości i czas uciekł... gdzieś pobiegł już w krainę snów podczas gdy ja jeszcze męczyłam głowę. 

W końcu padłam... rano budzik był bezlitosny! Wyłączyłam go z myślą "jeszcze tylko 5 minut..." i kolejny raz okazało się, że 5 minut trwa 2 godziny  

Teraz to już wszystko było w biegu, nawet trening! Na wschód słońca się nie załapałam... ale za to w pięknym słońcu mogłam dobudzać się i wietrzyć czachę z koszmarów nocnych! A koszmar był dziś straszny... 

Śniło mi się, że zniknęły wszystkie moje medale z biegów... tak po prostu, nie było ich  a miejsce, w którym zawsze wisiały było przeraźliwie puste  

Wystarczyło 12 km by zapomnieć o koszmarach i z uśmiechem zacząć dzień  

W tym pośpiechu zapomniałam o spiętym udźcu, który okazało sie, że nabawił się tylko zakwasów mimo wszystko rozciąganko obowiązkowe 

środa, 11 grudnia 2013

Gen. Roman Polko

Tym razem zaatakowałam pytaniami Generała Romana Polko, człowieka o niesamowitej sile charakteru i wielkim sercu :)

Zapraszam do lektury:

==>> Gen. Roman Polko

piątek, 6 grudnia 2013

Orkan Ksawery, czyli gość specjalny na treningu ;)

Orkan Ksawery to całkiem spoko gość  Fakt, wyszumiał się w nocy chłopaczyna i rano już na półgwizga leciał, a podobno jeszcze cały dzień musi wytrzymać... chyba źle rozłożył siły!  hehehe amator 


Trening zaliczony  rytmy na lekko oblodzonym asfalcie na 90% możliwości... generalnie pierwsza, luźniejsza część biegu była z wiatrem  przybijałam z Ksawerym piąteczki i gwizdaliśmy na tych, co lenią się i nie chcą wyjść pobiegać  Pełne porozumienie! Wszystko było fajnie do czasu, gdy wbiegliśmy w szczere pole... Ksawery pokazał swoją drugą twarz! Brutalniejszą i ostrzejszą... Lekko nie było! Jakkolwiek to zabrzmi... Przeleciał mnie na wszystkie strony  tu pojawił się kobiecy FOCH! (z przytupem) i zaczęłam mu uciekać  Szarpał mną, groził, rzucał na boki, a ja mu pokazywałam plecy.

Trochę udało mi się go zmylić  Przyszedł czas na przyspieszenia, a więc chwila rozciągania się należy. Biedny nie wiedział o co chodzi  To ja mu pokazałam o co chodzi  Tu już się rzucał w twarz... już nie był taki milutki, jak na początku... typowy facet! Zawsze się starają na początku, jest miło, ekstra, a później... eeeeehh  brak słów 

Przyspieszenia się udały, mimo wszystko  Pokazałam Ksaweremu gdzie raki zimują i nabrał pokory  Tak czy siak... dostał ode mnie po gwizdku. Później w ramach przeprosin już tylko głaskał po plecach  Wolałam jednak udać jeszcze troszkę obrażoną i uciekłam do domu  a co, niech se nie myśli, że jak jest silny to mu wszytsko wolno  

środa, 4 grudnia 2013

1 urodziny Zabieganej! :*

Dokładnie rok temu zrodził się pomysł stworzenia bloga – zabieganaania. Początkowo celem było pisanie dla siebie i znajomych. Z czasem przerodziło się to w coś większego. Okazało się, że oprócz znajomych jednak ktoś jeszcze to czyta :) Co więcej zaczęło Was przybywać! Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że będzie taki odzew i jest mi bardzo miło, że w jakiś sposób mogę Wam umilać czas swoimi wypocinami ;) Przez ten rok zaangażowałam się w świat biegowy na tyle, że nie wyobrażam sobie, by kiedyś miało być inaczej. Biegacze to specyficzna grupa ludzi, mówi się, że to odmienna rasa ludzka :P Jakby nie było, przyjaźnie, bądź zwykłe znajomości, jakie nawiązałam przez ten czas, właśnie dzięki bieganiu, zostawiają trwały ślad. Jak w życiu, tak i tu trafiamy na różnych ludzi. Każdy z nich, mniej lub bardziej, wnosi coś w nasze życie. Przede wszystkim mnóstwo pozytywnych emocji i radości :) Dzięki temu ta strona ma właśnie taki charakter. Bo jest odzwierciedleniem mojego życia, mojej osoby i mojego serca ;)
Prawda jest taka, że jak się coś lubi/kocha, to wszystko przychodzi łatwiej. Czasami coś wynika z czegoś i dzieję się samoistnie. Bez zbędnych starań czy zabiegania o to. Jeżeli w pasję wkłada się całe serce, zostaje to prędzej czy później docenione. Troszkę onieśmielona przyznam, że zostałam doceniona. Nawet bardzo. Może na niektórych liczby nie zrobią wrażenia, ale na mnie robią, bo nie spodziewałam się takich efektów. Zakładając bloga kompletnie nie myślałam o tym, co będzie, jak będzie i dlaczego. Po prostu sobie pisałam. Liczba osób na facebook’u zbliża się do tysiąca! Liczba odsłon bloga przekroczyła 16 tysięcy. Przy czym muszę się przyznać, że początkowo bardzo zaniedbywałam bloga… od niedawna ma on w końcu jakiś konkretny kształt i wyraz - wiem, wstyd! Ale wciąż się uczę i dopiero nabieram rozpędu ;) Jeszcze bardziej cieszy fakt, że moje treści docierają do odbiorców z różnych zakątków świata :D To dzięki Wam ta strona żyje i wciąż się rozwija! Za co bardzo dziękuję :) :) :) Pisać będę dalej, bo to uwielbiam ;) Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną, żebym miała dla kogo pisać :P Ewentualnie, jak już Was zanudzę, to zawsze mogę wrócić do pierwotnej wersji pisania, czyli dla siebie i znajomych :P

Z okazji pierwszych urodzinek bloga postanowiłam dziś ponownie wstać o mniej ludzkiej porze i przywitać wschód słońca w biegu ;) Do tej pory tylko latem biegałam o takich godzinach, by uniknąć upału. Dziś wybiegłam świadoma mrozu i zachęcona przez Małgorzata Nowak - HI RUN malowniczym pięknem natury ;) Pozazdrościłam jej wczorajszej scenerii biegowej i dziś sama wyruszyłam w trasę, by nacieszyć oczy wschodzącym słońcem. Dzięki Gosiu za mobilizację! :*  Dla takich chwil warto żyć, biegać i uśmiechać się :)