piątek, 31 stycznia 2014

POGROM WICHRA

Wiem, że nie wszyscy zdążyli zapisać się na Bieg Katorżnika. Miejsca dla panów rozeszły się szybciej, niż ciepłe bułeczki. Dlatego nadchodzę z pomocą!!! 

POGROM WICHRA - nowy bieg, młodsza siostra Katorżnika.

Czym jest ta impreza? Specjalnie dla Was, wywiad z organizatorem biegu 

WYWIAD _ POGROM WICHRA

Zapisy ruszają już jutro!!! Są jacyś chętni? 



środa, 29 stycznia 2014

Trening czyni mistrza... ;)

Dawno, dawno temu... kiedy na zegarku była godzina 6:30, budzik wyrwał mnie ze snu. Bezczelnie i brutalnie! Bo kiedy pod kołderką jest milutko i cieplutko, to nie chcemy tego przerywać... i pierwsza myśl:

a może tak olać dziś bieganie?

Szukam w głowie dnia, na który mogłabym przełożyć trening i niestety nie ma opcji. Musi być wykonany właśnie dziś. Właśnie TERAZ! Zwlokłam się z łóżka z miną ciepiętnicy i wiedząc, że nie ma czasu na ociąganie się, ruszyłam w trasę...

A, że trenerowi spodobały się moje ostatnie tysiączki, dorzucił więc kolejne. Żeby mi się nie nudziło po drodze... zwiększył prędkość do... 4:45/km x3 twierdząc, że dam radę... NIE DAŁAM! Pobiegłam ile sił w nogach, ale te siły były ewidetnie zamrożone  no cóż... może następnym razem będzie lepiej! Tak czy siak musiałam się spieszyć z bieganiem, bo o 9 już miałam być na basenie z trenerem.

Szybko się ogarniam, wsiadam do auta i czuję, że zaczynam zamarzać! Auto zamieniło się w lodówkę... Nie dość, że po bieganiu temperatura mi już opadała, to jeszcze w tym ustrojstwie czterokołowym ogrzewanie nie do końca działa, jak powinno. Albo jak ja bym tego chciała  (to jeden jedyny minus mojego auta, że potrzebuje zbyt dużo czasu nim się rozgrzeje)

Nagroda czekała na basenie w postaci ciepłej wody  jaka ulga... tyle, że już po 2 długościach basenu zaczęły łapać skurcze  szybka akcja: noga do rozciągnięcia i lecimy dalej 

Szlifujemy technikę i mierzymy czas... czas jest tu istotny! Przy moich początkowych możliwościach... 50 m płynę w 94 sekundy, więc jest nad czym pracować! To o wiele za wolno, niż zakłada cel... ALE! Trening czyni mistrza  I kiedy wydawałoby się, że wszystko jest super... nagle zrobiłam nie taki ruch, jak trzeba, spięłam się, zapomniałam, że przecież umiem pływać i już leciałam w stronę dna, by się z nim przywitać.. wcale się za nim nie stęskniłam!  Na szczęście sytuacja została opanowana i za chwilę płynęłam dalej 

Oczywiście wody się opiłam znów sporo, w związku z czym poleciał kolejny dowcip od trenera:

Ania...ale po co Ty tej wody tyle pijesz? Zobacz, jakby każdy kto tu przychodzi, brał sobie tej wody po łyku, to za chwilę nie mielibyśmy w czym pływać  jak się chcesz napić, to powiedz! Przyniosę Ci szklankę z wodą...  

Oczywiście za dowcip poleciało chluśnięcie wodą 

Generalnie jest wesoło, zwłaszcza jak dostaję po łapach, bo ze zmęczenia odpuszczam i łapię się brzegu basenu... TERRORYSTA! Znalazł metodę na mnie i kijkiem po łapach dostaję  i trzeba płynąć dalej  nie ma, że boli!

Na koniec skoki do wody... widownia się dziś zanudziła i atrakcji nie było. Nawet na główkę poszło gładko 

Koniec przedstawienia! Można iść do domu 

niedziela, 26 stycznia 2014

Tysiączki na mrozie...czemu nie!!!

MISJA WYKONANA 

Dziś to ja szczypałam Dziadka Mroza po tyłku  a jego zlodowaciałe serce rozgrzałam do czerwoności  

Choć przy pierwszych kilometrach wątpiłam w to czy się uda... czułam ogromną niemoc w nogach! Przy mrozach, niestety, to normalne. W związku z dużą utratą ciepła, a więc i energii, nasze możliwości mogą zmaleć aż do 50%

Biegłam pierwsze luźne km i pukałam się w czoło Trener rozbija się ostatnio po Tunezjach i Hiszpaniach i chyba zapomniał, że w Polsce są takie mrozy... zaplanował mi na dziś tysiączki  6x1km/1km w tempie 5:00-10/6:30

Przy temperaturze -10 zmusić nogi do takiej prędkości... a co tam... zmusiłam! Bo nasze ograniczenia są tylko w naszej głowie 

Pierwszy km przyspieszenia był cięższy, ale następne były już coraz lepsze. Raz mnie nawet poniosło i pobiegłam na 4:45/km  Jakby mi ktoś miotłę wsadził między nogi, pewnie bym odfrunęła 

Jedynie niewykonalne były dla mnie kilometry w spokojniejszym tempie. Miałam zwalniać do 6:30 minut po takich przyspieszeniach??? Przy mrozie to nie do przyjęcia! Takie tempo to już jest spacer, a nie bieg... nogi zaczynały sztywnieć i wtedy mogłabym mieć kłopot z ponownym przyspieszeniem... Skracałam więc wolniejsze odcinki i biegłam tempem, które pozwoli uspokoić mi oddech  Tak sobie to wykombinowałam  Trzeba umieć sobie radzić w życiu  W efekcie wyszło mi 7 przyspieszeń w mocnym tempie. W sumie 14,25 km w czasie 1h20min 

Dziadek Mróz leży w rowie i płacze  ktoś go chce pocieszyć? 

sobota, 25 stycznia 2014

Rozwiązanie konkursu!


Czas na ogłoszenie wyników konkursu!



Zadaniem było napisać, jak bieganie zmieniło wasze życie. Dostałam mnóstwo tekstów. Krótszych i dłuższych.Wybór łatwy nie był! Mimo, że każda z historii była inna, to w każdej czuć mnóstwo pasji i serca.

Za co wam bardzo dziękuję! Jestem pod ogromnym wrażeniem waszej kreatywności! :)

Jednak zwycięzców mogło być tylko trzech. Wspólnie z Wojtkiem (www.nessi-sport.pl) i Przemkiem (www.kadencja180.pl) wybraliśmy te prace, które wywarły na nas największe wrażenie. Jednogłośnie uznaliśmy, że:

1 miejsce należy się Agnieszce! (Agunees B-t) - czytając jej historię, naprawdę miałam ciary na plecach!

2 miesce przyznaliśmy Kasi Specht - jej historia, pełna emocji, mogłaby motywować nie jednego z nas...

3 miejsce natomiast wędruje do Magdy Kamińskiej, która swoim tekstem pozwoliła mi na wspólne świętowanie jej pierwszej biegowej rocznicy. To ważny dzień!

Wszystkim paniom serdecznie gratuluję i proszę o kontakt na e-mail (aneczkaaania@gmail.com) :)

środa, 22 stycznia 2014

Ciemność! Widzę ciemność... ;)

Moja cierpliwość została wynagrodzona  W końcu jakieś konkretne warunki do trenowania!!! 

Mróz szczypał w tyłek, pod nogami śnieg i lód... a do wykonania 15 km, w tym ostatnie 5 km w tempie 5:30/km

Czyli mówiąc wprost... połączenie szybkości z siłą biegową i stabilizacją  

Biegło się bajecznie, choć momentami traciłam przyczepność  Zadane tempo udało się wykonać głównie ze względu na warunki... początek był wolniejszy, co niestety opóźniło w czasie trasę przez las. No cóż... "sorry, taki mamy klimat" 

Zastała mnie ciemna noc, na jeszcze ciemniejszej drodze. Ani jednej latarni! Generalnie to, że było ciemno to pikuś. Ciężej było wyczuć drogę i nie widziałam, gdzie jest oblodzona. Adrenalina ułatwiła przyspieszenia, co widać na statystykach obliczonych przez endomondo. Najgorszy moment trasy był w tempie 4:28/km a i tak musiałam przy tym ostrożnie stawiać kroki i momentami łapać równowagę... Trening 2w1  oj... już czuję, że nogi się zmęczyły...

P.S.
Takie bieganie jest lepsze od tabliczki czekolady Poprawa nastroju gwarantowana 

wtorek, 21 stycznia 2014

Dno basenu zwiedzone... ;)

Ciekawe... skąd ja wiedziałam, że moja euforia z poprzedniego treningu na basenie, zostanie dziś zgaszona? Gorzej! Została brutalnie zatopiona i pozostawiona na dnie basenu...

No cóż... nikt nie mówił, że będzie lekko!

Trener zachwycony moimi postępami dorzucił kolejne manewry. Koniec z pływaniem na plecach, gdzie ręce sobie leżą wygodnie wzdłuż tułowia. Dokładamy ręcę i lecimy z koksem! Oczywiście było błaganie o litość, że po co te ręce, przecież mogę płynąć bez :P Ale ten człowiek, zwany trenerem, nie zna słowa litość... ;) 
Opiłam się dziś wody tyle, że chyba wyczerpałam tygodniowy limit uzupełniania płynów :P Męczyłam się strasznie, leciałam na dno, podtapiałam się... w pewnym momencie nawet dość srogo runęłam w dół:


Trener: (po wyłowieniu mnie) przeleciało Ci już życie przed oczami?

Ja: (kaszląc i dławiąc się) jeszcze nie...
Trener: eee... to słabiutko... mogłem Cię jeszcze tam trochę zostawić :D
Ja: chciałam już krzyczeć, że nie będę więcej pływać!!! Ale zebrałam się w sobie i krótko oznajmiłam: Twoje niedoczekanie...
Trener: Płyniemy dalej! 

Byłam wściekła! Nie na trenera, tylko na wodę! Bo jest bezwzględna i w ogóle nie chce ze mną współpracować! 
Lekko naburmuszona popłynęłam dalej. Wiedząc już co zrobiłam źle, mogłam wyciągnąć wnioski i kolejna długość basenu była już lepsza... Później było pływanie pod wodą i obroty. Zdecydowanie przyjemniejsze. 

Na koniec... deser! Skoki do wody... x 10! Tym razem sama, bez trzymania trenera za rączkę :P Pierwszy był najgorszy... reszta jakoś już sama się wykonała. Chyba z 5 razy zaliczyłam dechę :/ oj bolało! Przy kolejnym skoku na brzuch, zakumałam, że to chyba tak nie powinno być :P Trener umierał ze śmiechu, a ja z bólu. Przynajmniej dostarczałam mu jakiejś rozrywki ;) 

Trener twierdzi, że było dobrze, ale ja wiem swoje... jak zwykle :P w moim odczuciu dobrze nie było. Wiem, jak się męczyłam z oddechem i... wciąż jestem lekko obrażona na wodę :P 

Zdecydowanie wolę przebiec kilkadziesiąt kilometrów niż pływać!

Na osłodę wielka szklana soku ze świeżych pomarańczy ;) a co! Należy się :)

niedziela, 19 stycznia 2014

Determinacja to klucz do sukcesu!

D E T E R M I N A C J A ! ! ! 

Bez niej nie ma mowy o nawet najmniejszym sukcesie! 

Dziś odniosłam taki swój malutki, osobisty sukces 
Wybrałam się na basen, przy czym miałam być sama, bez trenera. On owszem kręcił się po basenie, ale miał zajęcia z kimś innym. Umówiliśmy się, że w razie czego, będzie miał na mnie oko. Zadał mi 10 długości basenu na plecach i miałam wykonać.
Jechałam na basen z obawami, że jak to, tak sama bez asekuracji mam płynąć... a jak nie będzie wolnego skrajnego toru, to przecież nie będę mogła się w każdej chwili zatrzymać!

Wchodzę na basen i faktycznie... wolne tory były tylko po środku basenu  no nic... wchodzę i płynę! Z deseczką, na plecach zasuwam jedną długość za drugą... przy 10 trener na chwilę podszedł i pochwalił, że świetnie mi idzie! Po czym zmył się z basenu i zostałam sama... zwolnił się skrajny tor, więc przeskoczyłam szybko, by czuć się bezpieczniej  po czym stwierdziłam, że... na cholerę mi ta deseczka! No i popłynęłam bez! Sama, jak palec! Na plecach bez żadnej asekuracji!!! I się nie utopiłam! I najgorsze było tylko to, że nie miałam z kim podzielić się tą radością... JA PŁYNĘ!!! S A M A !!! Ludzie, czy wy tego nie widzicie? Płynę!!! HAALLLLOOOOOO!!! Nie było żadnych fanfar, fajerwerków, braw... a powinny  chciałam skakać z radości!!! Ale to mogło już grozić podtopieniem 

Podsumowując... po 2 lekcjach pływania z trenerem Ania zrobiła dziś w sumie 20 długości basenu na plecach, przy czym ostatnie 6 całkowicie sama 

LUBIMY TO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!    

czwartek, 16 stycznia 2014

2 treningi z rana i można zaczynać dzień! :)

Życie ostatnio przynosi mi same dobre wiadomości :) Jestem tak przeszęśliwa, że jak biegnę, to frunę :D 

6 km zaliczone na pierwsze śniadanie :) średnie tempo 5:30/km


1km/04:57, 2km/05:52, 3km/05:23, 4km/05:39, 5km/5:39, 6km/5:34

Przy pierwszym kilometrze ewidentnie mnie poniosło i drugi już przez to był gorszy, ale w trakcie biegu tego nie czułam ;) Było lekko i przyjemnie. Nic więcej się nie liczyło. 

Po zaliczeniu trasy przyszła kolej na basen! Druga lekcja nauki pływania... nie było już tak lekko, jak za pierwszym razem. Znów opiłam się wody, jak smok, a pieczenie w nosie od chloru zaczyna drażnić coraz bardziej! Dziś było oswajanie się z głebokością, czyli... skoki do wody na głębokość 4 metrów! Narobiłam przy tym sporo pisku przez co inny ratownik musiał mnie uciszać przez mikrofon :P Usłyszałam "żeby to było przedostatni raz!" no i tak myślę i myślę... jak to przedostatni? Że niby jeszcze raz mam skakać? Skoczyłam nawet więcej :D 5 razy siedząc na murku, 5 razy stojąc na murku i 2 razy z podestu do skoków... do tego pływanie na plecach (wciąż z asekuracją). Zdecydowanie lepiej mi się pływa pod wodą... 

I jest tylko jeden minus... zapominam, że woda to nie bieżnia! Na trasie spinam się, żeby biec szybciej. W wodzie spinam się, by płynąć szybciej przez co za szybko puchnę i witam się z dnem basenu ;) Żeby opanować technikę rozluźniania w wodzie, trener nauczył mnie dryfowania pod wodą zwiniętą w kłębek :D polubiłam to ćwiczenie :D może i polubię pływanie...  

poniedziałek, 13 stycznia 2014

1 lekcja pływania

"Czas płynie, człowieku ucz się pływać!"

Wczoraj wieczorem zaliczyłam pierwszą profesjonalną lekcję nauki pływania... 

i... wody całej w basenie nie wypiłam  

sama nie wierzę, że 1/3 czasu tej lekcji spędziłam zanurzona głową pod wodą! Co prawda na początku nie umiałam otworzyć oczu (nawet w okularkach), ale okazało się, że można i woda mi ich nie zalewa  I nawet mi się spodobało :D:D tam jest tak fajnie cicho  i pomyśleć, że tyle lat się tego bałam!!!! 

Ratownik, który mnie uczy pływania, wrzuca mnie od razu na głęboką wodę... może i lepiej  

Po pierwszej lekcji jestem zadowolona i myślę, że coś ze mnie będzie  czeka mnie dużo ciężkiej pracy... ale dla chcącego, nic trudnego!!!  

P.S. nie polecam żartów na środku basenu w trakcie pływania  grozi podtopieniem i porcją chloru w ustach  fuuuuj! 

niedziela, 12 stycznia 2014

WOŚP - biegniemy! Pomagamy :D



Zaobserwowałam taką dziwną zależność... im bardziej mi się nie chce biec, tym lepszy mam wynik  jak to możliwe? Tego nie wiedzą nawet najstarsi górale  

Bieg WOŚP "Policz się z cukrzycą" - 5,5 km - mówią, że biegłam 20 minut... ja tego nie sprawdzałam, ale faktycznie biegło mi się bardzo szybko i miałam wrażenie, że wiatr nie do końca dawał mi rady a na wałach Odry wiało...aż zatrzymywało!  czyżby kolejna drastyczna życiówka?  no cóż... zdarza się  

Przy okazji pozdrawiam panią z trasy, która mnie zaczepiła miłym słowem  zapomniałam zapytać o imię! 

piątek, 10 stycznia 2014

Wywiad z Piotrem Kuryło

Na dzień dobry duża dawka motywacji  bo bez wątpienia Piotr Kuryło motywuje, jak nikt inny!!! Przeprowadzając z Piotrem wywiad, miałam ciarki dosłownie wszędzie  jego przygody i to ile kilometrów przemierza na własnych nogach, utwierdza tylko w przekonaniu, że niemożliwe nie istnieje!!!

Zapraszam do lektury 

==>> PIOTR KURYŁO <<==

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Nauka pływania ;)



Generalnie nie uznaję noworocznych postanowień, bo jak się chce coś zrobić, to najlepiej zacząć od razu... ale, że tak się zbiegło, że Nowy Rok i nowy cel... niech będzie, że jest postanowienie 

Ania uczy się pływać! 

Zawsze miałam lęk przed głębokością... a jak już jestem w wodzie to nie oddycham, zamykam oczy, zatykam nos, bo woda przecież naleci!!!  

Przyszedł czas, by pokonać lęki/słabości i... pojechałam na basen.
Powiem krótko... TRAGEDIA!!!!! Ale nie poddaję się 

Owszem, udało mi się przepłynąć 3 długości basenu (3x25m), ale to, jak płynęłam pozostawia wiele do życzenia 

Na basen wyciągnęłam Leszka (trener, z którym ćwiczę crossfit), więc doping był  a w nagrodę sauna i jacuzzi  tzw. rest day 

sobota, 4 stycznia 2014

Torpeda w Lublińcu :)

Miało być lekko i przyjemnie...a wyszło, jak zawsze  

Generalnie bieg bardzo kameralny, organizowany przez Wojskowy Klub Biegowy META Lubliniec. W związku z tym większość uczestników to prawdziwi, wytrenowani twardziele!  

Od samego początku było narzucone dość mocne tempo... Z Anitą jak zwykle biegłyśmy ramię w ramię, a jako osoby "z zewnątrz" rzucałyśmy się troszkę w oczy. Było widać, że wszyscy się tam znali, a tu nagle jakieś nowe twarze  

Przyjęte uśmiechami, a na trasie dopingowane przez resztę załogi można powiedzieć, że... przetrwałyśmy  umęczyłyśmy się strasznie! Tempo było szalone, a ambicje nie pozwalały nam na bycie ostatnimi  

W trakcie biegu nawet przeszło mi przez myśl... koniec biegania!!! Męczę się i puchnę i na co to komu... Biegłyśmy cały czas wyznaczonym tempem, ale jakoś nie odczułam, że prędkość ta jest - jak na moje możliwości - trochę wyśrubowana  obie naprawdę miałyśmy dość! Na mecie wycisnęłyśmy z siebie jeszcze resztki energii i o mały włos wyszłoby z nas poranne śniadanie  

Dopiero, jak zobaczyłyśmy czas...zrozumiałyśmy dlaczego tak się męczyłyśmy  7 km w 36 minut to nasz kolejny życiowy rekord  

Uśmiech wrócił 

środa, 1 stycznia 2014

Nowy Rok na trasie z fochem :P

Wychodząc dziś na trening, wyklinałam trenera w myślach, że to bezduszna, terrorystyczna gnida, która nie zna słowa litość!!! 
Przecież był Sylwester...pół nocy na parkiecie się fruwało na obcasach, nogi więc trochę odmawiają posłuszeństwa  A co na to trener?

BIEGAMY!!! 10 km z narastającą prędkością, ot taki lajcik noworoczny 

Pełna zakwasów po wczorajszym crossficie, z drewnianymi nogami i z nieprzytomnymi oczami ruszam w trasę... z lekko naburmuszoną miną  i tak snułam się te 10 km... prędkość owszem narastała, ale nie moja, lecz wiatru proporcjonalnie ze wzrostem siły wiatru, rósł mój foch! Oj... taki z przytupem bym nawet powiedziała 
Fakt, że pod koniec nawet już jakoś mi było lepiej, zwłaszcza, że po drodze minęłam 2 innych biegaczy... Ha! Nie tylko ja się męczyłam 

Mimo to, lekki foch wciąż może być  taki drobniutki  No bo jak tak można gonić na trening w pierwszy dzień Nowego Roku  Kiedy głowa mówi stanowczo NIE! A nogi z głową wyjątkowo mocno się solidaryzują