środa, 29 stycznia 2014

Trening czyni mistrza... ;)

Dawno, dawno temu... kiedy na zegarku była godzina 6:30, budzik wyrwał mnie ze snu. Bezczelnie i brutalnie! Bo kiedy pod kołderką jest milutko i cieplutko, to nie chcemy tego przerywać... i pierwsza myśl:

a może tak olać dziś bieganie?

Szukam w głowie dnia, na który mogłabym przełożyć trening i niestety nie ma opcji. Musi być wykonany właśnie dziś. Właśnie TERAZ! Zwlokłam się z łóżka z miną ciepiętnicy i wiedząc, że nie ma czasu na ociąganie się, ruszyłam w trasę...

A, że trenerowi spodobały się moje ostatnie tysiączki, dorzucił więc kolejne. Żeby mi się nie nudziło po drodze... zwiększył prędkość do... 4:45/km x3 twierdząc, że dam radę... NIE DAŁAM! Pobiegłam ile sił w nogach, ale te siły były ewidetnie zamrożone  no cóż... może następnym razem będzie lepiej! Tak czy siak musiałam się spieszyć z bieganiem, bo o 9 już miałam być na basenie z trenerem.

Szybko się ogarniam, wsiadam do auta i czuję, że zaczynam zamarzać! Auto zamieniło się w lodówkę... Nie dość, że po bieganiu temperatura mi już opadała, to jeszcze w tym ustrojstwie czterokołowym ogrzewanie nie do końca działa, jak powinno. Albo jak ja bym tego chciała  (to jeden jedyny minus mojego auta, że potrzebuje zbyt dużo czasu nim się rozgrzeje)

Nagroda czekała na basenie w postaci ciepłej wody  jaka ulga... tyle, że już po 2 długościach basenu zaczęły łapać skurcze  szybka akcja: noga do rozciągnięcia i lecimy dalej 

Szlifujemy technikę i mierzymy czas... czas jest tu istotny! Przy moich początkowych możliwościach... 50 m płynę w 94 sekundy, więc jest nad czym pracować! To o wiele za wolno, niż zakłada cel... ALE! Trening czyni mistrza  I kiedy wydawałoby się, że wszystko jest super... nagle zrobiłam nie taki ruch, jak trzeba, spięłam się, zapomniałam, że przecież umiem pływać i już leciałam w stronę dna, by się z nim przywitać.. wcale się za nim nie stęskniłam!  Na szczęście sytuacja została opanowana i za chwilę płynęłam dalej 

Oczywiście wody się opiłam znów sporo, w związku z czym poleciał kolejny dowcip od trenera:

Ania...ale po co Ty tej wody tyle pijesz? Zobacz, jakby każdy kto tu przychodzi, brał sobie tej wody po łyku, to za chwilę nie mielibyśmy w czym pływać  jak się chcesz napić, to powiedz! Przyniosę Ci szklankę z wodą...  

Oczywiście za dowcip poleciało chluśnięcie wodą 

Generalnie jest wesoło, zwłaszcza jak dostaję po łapach, bo ze zmęczenia odpuszczam i łapię się brzegu basenu... TERRORYSTA! Znalazł metodę na mnie i kijkiem po łapach dostaję  i trzeba płynąć dalej  nie ma, że boli!

Na koniec skoki do wody... widownia się dziś zanudziła i atrakcji nie było. Nawet na główkę poszło gładko 

Koniec przedstawienia! Można iść do domu 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz