środa, 5 lutego 2014

Bieżnia mechaniczna... mój wróg!


Przeprosiłam się na jeden dzień z bieżnią mechaniczną...

nie powiem, żeby powstała z tego przyjaźń, ale na złość sobie też nie robiłyśmy  Nie rozumiem tego, jak można biec ciągle w miejscu! I chyba nigdy nie zrozumiem... Przez 12 km byłamzmuszona patrzeć na swoje odbicie w lustrze... jeszcze żeby było na co patrzeć! Następnym razem (mam nadzieję, że nie będzie następnego razu!) powieszę sobię plakat jakiś z męskim wizerunkiem  może będzie przyjemniej  kolejny powód, dla którego nie przepadam za tym wynalazkiem to fakt, że jest prościej! Nie walczę z otoczeniem, podłożem... a ja przecież lubię powalczyć! Im ciężej, tym lepiej 



I tak biegnę sobie sama w miejscu, znudzona, niemalże jak chomik w kołowrotku i na dziesiątym kilometrze do sali wchodzi męski osobnik... tak - to jest ten moment, kiedy nagle się ożywiamy i biegniemy efektywniej, niż dotychczas 


No i tak udało się dotrzeć na przyspieszonym tempie do końca dystansu...  

12 km z narastającym tempem w ramach rozgrzewki i przyszedł czas zaskoczyć chłopaków z siłowni... dawno się nie pokazywałam na sali i w końcu przyszedł ten czas Wymuszony troszkę, bo omijałam siłownię celowo ze względu na crossfity, które mi wystarczają. W najbliższym czasie jednak wypadną mi z grafiku, więc gdzieś trzeba nadrobić zaległości i zaserwować sobie chociaż namiastkę treningu  Tak więc... była szybka akcja! Skatowałam brzuch, łapki i doprawiłam pompkami  

Było dobrze 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz