niedziela, 31 sierpnia 2014

Wróciłam!!! :D

Wróciłam do żywych! 

4 miesiące szkolenia wojskowego za mną :D Na koszarach czas naprawdę leci na skróty...nawet nie wiem kiedy to zleciało! Świetna przygoda, którą polecam każdemu ;) Oczywiście biorąc pod uwagę dalszą karierę w armii! :) 
Jedno niestety muszę przyznać...forma w wojsku podupadła. Dieta, inny rodzaj wysiłku i przede wszystkim mniejszy niż miałam wcześniej, spowodował spadek kondycji i co gorsze - przyrost wagi. A wiecie co dla kobiety oznacza większa liczba na wadze... DRAMAT!

Nie czekałam więc na koniec szkolenia, by wrócić do normy. Reanimację formy rozpoczęłam jeszcze na koszarach. Dołączyłam do grupy kolegów, którzy tak jak ja, nie mogli znieść zastoju w treningach. Jeden z nich był trenerem personalnym i miał spore pojęcie o tym co robi. Nieźle dawał mi popalić. Ale o to chodziło! Codziennie bardziej zmęczona, ale za to z coraz większym uśmiechem na twarzy wracałam do nich. Niczym wygłodzony pies do swojego pana ;) I udało się! Efekt widać na załączonym obrazku. Wystartowałam dziś w biegu na 10 km. Życiówka, jak marzenie :D Chociaż przyznam się, że mogłam wyciągnąć więcej na liczniku... :P 

Jako, że juz jestem poza bramą koszarów, postawiłam swoich trenerów w gotowości bojowej. Okres szkolenia wymusił małą rozłąkę. Teraz mogę wracać pod ich skrzydła. Zatem... bieganie z Katem-Mordercą zwanym Pawłem, crossfit z Leszkiem i basen z rekinem ludojadem, który próbuje zrobić ze mnie piranię :D 

sobota, 23 sierpnia 2014

1. Bieg Niezłomnych ku Pamięci Żołnierzy Wyklętych

Oficjalnie wracam do gry!

Ale...ja nie wiem, co ja sobie myślałam jadąc na bieg do Sobótki... myślałam, że trasa będzie lekka i przyjemna, wręcz idealna na biegowy powrót po kontuzji  Nie byłam nigdy w Sobótce i nie pomyślałam też, żeby sprawdzić wcześniej trasę  

Jak widać lubię niespodzianki  Tym sposobem góra Ślęża powitała mnie...niemalże z przytupem! 


Już na dzień dobry zrobiłam błąd ustawiając się na tyłach linii startowej sądziłąm, że będę stopniowo sobie wszystkich wyprzedzać, a okazało się, że za chwilę wbiegliśmy do lasu, gdzie nie wiem czy gorsze były ostre podbiegi czy jeszcze bardziej strome zbiegi... zrobił się zator. Przez pierwsze 3-4 km ludzie zamiast biec, szli...bo tak prawdę mówiąc nie wiadomo było, jak lepiej pokonać ten odcinek  Stromy, kamienisty, pnący się w górę i wydawałoby się, że nie miał on końca... Łydki piekły, jak diabli  Cały czas truchtałam i próbowałam wyminąć idących ludzi. W końcu nie przyjechałam tu na spacer! W pewnym momencie byłam zmuszona przejść do marszu, ale moje nogi nie zniosły długo takiego sposobu poruszania się  Powróciłam do biegu, ale ze względu na BARDZO kamienisty teren, należało uważać, by nie zrobić sobie krzywdy...tempo nie było więc jakieś zawrotne  biegłam i zastanawiałam się, jak mogłam być tak głupia i nie sprawdzić trasy! Nie byłam przygotowana na takie warunki... modliłam się, żeby piętaszka to wytrzymała... mój fizjoterapeuta zawsze mi powtarzał, żebym nie myślała o kontuzji, więc starałam się nie myśleć  koło 5 km nagle dostałam skrzydeł i leciałam z górki nabierając coraz większych prędkości  by za chwilę hamować, bo pojawiła się znów kamienista ścieżka i istniało ryzyko wywinięcia orła  i to takiego solidnego  koło 8 km te skrzydła gdzieś odleciały  a szkoda! Bo pojawiła się jeszcze bardziej stroma góreczka, którą prościej chyba było pokonać na czworaka  Nogi drżały i odmawiały posłuszeństwa. Oczy mi zalewało i nie bardzo wiedziałam, na co stawiam stopy...żołądek podchodził do gardła i miałam ochotę rzucić butami w te kamienie i dać sobie spokój! Na pomoc przyszły wspomnienia z poligonu, jak dowódca kazał się czołgać w palącym słońcu, a ja już lekko odpuszczałam i usłyszałam za plecami "NO DALEJ MAŁA!!! ZAP...DALAJ!!!" - pomogło  

Nim się obejrzałam, byłam już na mecie  i to z jakim wynikiem!!!! 

22 miejsce w kategorii K20  

1. Bieg Niezłomnych ku Pamięci Żołnierzy Wyklętych - to najtrudniejsze 10 km, jakie biegłam... ale satysfakcja na mecie jest ogromna  brakowało mi tych emocji na trasie... JAK JA TO KOCHAM!!!!!!  

Piętaszka też jest zadowolona  lekko pomrukuje, ale mam nadzieję, że to z zachwytu 



Jeszcze tylko basen i dzień uważam za udany