poniedziałek, 1 grudnia 2014

Ucieczka przed własnym cieniem... nieudana ;)


7 km z adrenaliną w tle...
No bo wyszło dziecko roztrzepane pobiegać, a tu nagle... CIEMNOŚĆ!  hehe no i biegnę po omacku, mróz szczypie w tyłek, wiatr targa czerep, w międzyczasie uważam, żeby nie wywinąć orła na krzywym chodniku  aż dotarłam do bezpiecznej, bo równej niczym blat stołu, drogi asfaltowej, aczkolwiek biegnącej pomiędzy lasem a drogą krajową  No... a ja na tej drodze... bez oświetlenia! To znaczy oświetlenie było, przez moment - jak jakieś auto przejechało  

Tylko że w drodze powrotnej tą samą drogą...ktoś jakby podłączył się pod mój trening! No to przyspieszam... widzę, że jakiś cień się do mnie zbliża, więc przyspieszam jeszcze bardziej! GPS już dawno się zgubił, a cień biegnie dalej... cholera! 

Po jakimś kilometrze bezskutecznej ucieczki rozkminiłam, co tu się tak naprawdę wyprawia... no ładnie!!! Żeby tak przed własnym cieniem uciekać!!! Już drugi raz dałam się tak nabrać!  Oj Anka, Anka...  Już kiedyś (jakieś 2-3 lata temu) też biegałam w całkowitych ciemnościach i tiry nadjeżdżające zza moich pleców tak oświetlały drogę, że mój cień wyglądał, jakby mnie gonił... skubany!
Co więcej... luźny kucyk z włosów tak się miotał na wietrze, że zaplątał się w słuchawki (nie wiem jak) i w pewnym momencie prawie zapiszczałam, bo myślałam, że ktoś ciągnie mnie za włosy  Wyobrażacie to sobie?? Biegnie laska ciemną drogą i piszczy bo wiatr jej włosy targa  hahaha Wariatka! 

Adrenalina pozwoliła na mocne przyspieszenie (średnie tempo 4:46/km) i tym samym przestałam czuć, że mróz mnie podszczypuje po tyłku  było przyjemnie  

Nie wiem jak Wy, ale ja tam lubię czuć odrobinę adrenalinki 

2 komentarze:

  1. u mnie często wybiegania w ciemności nagle stają się drugim zakresem <3

    www.silarska.blogspot.com
    biegaczka dietetyczka zmaga się z pisaniem - zapro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie wybiegania sa najlepsze ;) będę odwiedzać :)

      Usuń