poniedziałek, 28 grudnia 2015

Test bluzy Myprotein

Zima jak zwykle zaskoczyła. Nie tylko drogowców, ale i nas – sportowców. Odwieczny problem, jak ubrać się na trening zimą, został rozwiązany. Zima zastrajkowała, dzięki czemu możemy wyjść na trening w wygodniejszym stroju. Zwykle przy takich temperaturach (6-12 stopni) wystarcza mi bluza termoaktywna i wiatrówka.
Dzięki współpracy z Fitmaminka, której mogę machać po sąsiedzku z okna, stałam się posiadaczką bluzy firmy Myprotein. W związku z zaistniałymi warunkami pogodowymi miałam okazję przetestować bluzę i sprawdzić, jak się zachowa podczas biegu na świeżym powietrzu.
Pierwsze wrażenia, typowo estetyczne, były bardzo pozytywne. Piękna kolorystyka, którą celowo dobrałam, by podkreślała kolor oczu. No cóż… kobiety tak mają J Nie wiem dlaczego, ale od zawsze zwracam uwagę na wykończenie nabywanej odzieży. Czy szwy nie prują się, czy nigdzie nitki nie wystają… nic nie znalazłam, więc kolejny test babskiej upierdliwości zaliczony na plus. Skoro jestem kobietą i zwracam uwagę na wygląd, to zapewne ważne będzie, jak ta bluza układa się na ciele. I tu krytyczne oko zauważyło, że idealnie to ta bluza dopasowana nie jest. Wręcz jest lekko za luźna. Zapewne jest to kwestia rozmiaru, który należy odpowiednio dobrać. Postanowiłam więc przymknąć na to oko. Materiał? Dość przyjemny. W jego skład wchodzi 86% poliester i 14% elastyn, co zwiększa komfort podczas biegu. Bluza powinna się dopasować do ciała i nie krępować ruchów. Producent wspomina na swojej stronie (Myprotein), że materiał, z którego wykonana jest bluza to Windproof. Podobno idealny na każdą porę roku. Hmm… podobno jak coś jest do wszystkiego, to znaczy że jest do niczego. Ale pozory często lubią mylić, dlatego zamiast rozmyślać o walorach bluzy, zwyczajnie ją założyłam i wybiegłam przed siebie.




Pogoda była wietrzna. Temperatura: 10 stopni. Warunki dość łaskawe, jak na testy. Pod bluzę ubrałam termoaktywną koszulkę z długim rękawem. Do kieszeni zabrałam uśmiech i energię na cały dystans. Na szczęście kieszenie zapinane są na zamek, więc nie zgubiłam po drodze tych ważnych elementów J Na otwartej przestrzeni zawiewało troszkę mocniej. Kaptur spisał się w tej sytuacji idealnie. Mimo że jest większych rozmiarów, dopasował się i trzymał na głowie. Kolejny plus to rękawy. Uwielbiam i to BARDZO! kiedy rękawy są dłuższe i z miejscem na kciuka. Nie umiem wytłumaczyć dlaczego, ale właśnie za to daję sporego plusa firmie.
Po 8km biegu pod wiatr bluza była sucha. 
Pewnie koszulka pod nią wchłonęła sporą ilość potu. Jednak bluza zdecydowanie chroniła mnie przed owianiem i nie czułam, żeby było mi zimno czy choćby odrobinę wilgotno. Spełniła więc warunki.
W związku z tym, że Zabiegana Ania często jest też zapływana, wykorzystałam bluzę także jako osłonę po treningu na basenie. A jak wiadomo, po basenie jesteśmy bardziej narażeni na owianie. W kolejnej rundzie kolejny punkt dla bluzy.
Zastanawia mnie jednak, jak bluza zachowa się w warunkach deszczowych. Śmiem twierdzić, że ta runda zakończy się minusem. Dlaczego? Materiał nie wygląda na taki, który szybko schnie. Mam dziwne wrażenie, że podczas deszczu namoknie i stanie się dodatkowym obciążeniem. Ale to tylko moje niesprawdzone przypuszczenia. Nie omieszkam sprawdzić i podzielić się spostrzeżeniami przy najbliższej okazji.
Jedyny minus, jaki jest widoczny już na pierwszy rzut (mojego nadgorliwego) oka, to brak odblasków. Teraz większość biegowych ciuchów posiada dodatkowo odblaski, które zapewniają bezpieczeństwo po zmroku. Dlatego tu należy się podwójny minus.
W ogólnej ocenie bluza zdaje egzamin na piątkę. Jest wygodna, przyjemnie się nosi, sprawdza się w normalnych warunkach i przede wszystkim jest śliczna J Nikt mi nie powie, że wygląd się nie liczy… każdy chce fajnie wyglądać. Nawet podczas wypruwania z siebie flaków na treningowych zajazdach J