Wiecie co jest najfajniejsze w treningach? To, że można dowolnie zmieniać zarówno ćwiczenia, jak i towarzystwo, miejsce... no i tak zmieniłam (znowu) za namową sąsiadki :) Obie trenujemy dość wytrwale, obie opisujemy swoje perypetie na blogu i tak na dobrą sprawę obie mogłybyśmy sobie pomachać z okna, tak blisko siebie mieszkamy. To musiało skończyć się wspólnym treningiem :D Zabiegana Ania i Fit Maminka! A razem z nami Nessi, które zdecydowanie obie uwielbiamy :D Niezły z tego wyszedł trójkącik! :D
Wybrałyśmy się na crossfit, gdzie sprawdziłam swoje siły pod okiem innego trenera. Miałam obawy czy dam radę, bo słyszałam, że trener ten lubi spuszczać solidne manto! No, ale ja lubię, jak się ktoś nade mną pastwi ;) Spróbowałam... lekko nie było! Było ciężko. Dawałam z siebie wszystko, ale sporo mi jeszcze brakuje. No cóż... jest nad czym pracować! Mogłabym się wytłumaczyć, że przed crossem zaliczałam solidne podbiegi i byłam już na lekkim zmęczeniu :P ale nie o to chodzi, by się usprawiedliwiać. Trzeba zacisnąć zęby i docisnąć tempo :) W końcu trening czyni mistrza! :D Podsumowując... trening mnie zabił :D było super i może od czasu do czasu wrócę tam na gościnne występy ;) Bo...czemu nie? W fajnym towarzystwie zawsze raźniej i lepiej i weselej ;) Jest mobilizacja, jest siła, jest SATYSFAKCJA! To chyba najważniejsze :)