środa, 24 września 2014

7 faktów - nominacja

Zostałam nominowana przez Lab-runner do wypisania 7 faktów o sobie. Zabawa ma na celu lepsze poznanie się, więc… czemu nie?! Pewnie i tak wiecie, że czasami jestem trochę zakręcona, a najczęściej zabiegana. Zarówno pod względem pracy, pasji i ogólnie ogarniania codzienności.

Zasady tej zabawy są bardzo proste. Piszemy coś o sobie i nominujemy kolejnych blogerów do zabawy informując ich oczywiście o tym, co by nie umknęło im nic :) Obowiązkowo wrzucamy zielony znaczek na bloga (przynajmniej będzie wiadomo, kto już był nominowany) i... zaczynamy bajkopisarstwo :P O to 7 faktów na mój temat:

   1. Zakochana w bieganiu! Oddałam tej pasji całe serce, bo… bo tak J Tak bardzo to pokochałam, że nie wyobrażam sobie nagle przestać (chyba, że przez kontuzję, ale to tylko na chwilę). Bieganie mnie zmieniło. Wydobyło z małej, szarej i zakompleksionej myszki więcej wiary w siebie (choć są tacy, którzy uważają, że wciąż jestem małej wiary…) i otwartości na świat. Bieganie dało mi wolność, mnóstwo nowych wartościowych przyjaźni, wzmocniło psychikę i może zabrzmi to śmiesznie, ale otworzyło mi wiele nowych życiowych dróg, które po cichutku sobie udeptywałam.

     2. Redakcja! Moja druga pasja J Skoro lubię pisać i kocham biegać, dlaczego nie połączyć tego w jedno? Połączyłam J Zupełnie przypadkowo, trochę od niechcenia… bo wiara w siebie jeszcze wtedy była mała :P Wysłałam tekst na konkurs, który organizował portal Trening Biegacza – do wygrania był TIMEX. Trzeba było napisać tylko coś o bieganiu. Pełna dowolność. Napisałam, wysłałam i zupełnie o tym zapomniałam. Ówczesny redaktor naczelny portalu nie omieszkał przypomnieć mi o konkursie wysyłając wiadomość, że spośród tysiąca prac to właśnie moja znalazła się w pierwszej 10. Timexa nie wygrałam. Wygrałam za to przepustkę do samorealizacji  i rozwoju kolejnej pasji. Tym sposobem od 2 lat zasilam redakcję trening biegacza, a od mniej więcej roku artykuły moje dostępne są również na Interrun – mam nadzieję, że moje bajkopisarstwo nie zanudziło Was jeszcze J

     3. Kulinaria… zdecydowanie nie jest to moja pasja! Mam dwie lewe ręce, a może bardziej lenia J Zazwyczaj uciekałam z kuchni, choć z głodu nie umieram. Jak już coś ugotuję, to raczej mi to wychodzi. Nawet jakieś pochwały słyszę w stylu „mmmmm…full wypas!” :D Pewnie z uprzejmości, bo starszy brat dość skutecznie wmówił mi, że ja to wodę w czajniku bezprzewodowym nawet przypalę… do dziś niestety nie udało mi się tego uczynić, ale kto wie… ;)

     4. Zdolność do przekręcania słów, co w efekcie skutkuje oryginalnymi dowcipami sytuacyjnymi… już w liceum znajomi się śmiali, że powinnam zapisywać moje „przekrętła” i wyszedłby z tego osobisty słownik Ani J Większości haseł już nie pamiętam, ale jedno, które najbardziej zapamiętałam i do dziś się z tego śmieję, to pomylenie kurtyny wodnej (na trasach biegowych podczas zawodów wystawiane są, by chłodzić rozgrzanych słońcem biegaczy) z… kurtyzaną J No jakoś tak… albo dialog z trenerem na crossficie podczas ćwiczeń z gumami/linami, kiedy bardzo dbałam o komfort pięty, bo jak pamiętacie...kontuzja obrzydliwa stała się:

- Odsuń się trochę do tyłu, tu ma być napięcie
- Ale ja nie mogę ćwiczyć na pięcie! 
- Na linach ma być napięcie...


      5. Jak większość ludzi (kobiet), mam słabość do czekolady! Jest lekiem na wszystko, zaraz po bieganiu. A może przed bieganiem? Wtedy przynajmniej jest szansa, żeby ją spalić na trasie :P I umówmy się… bo tłumaczę mamie kolejny raz, a ona nie rozumie. Gorzka czekolada to nie czekolada! Czekolada to słodycz. Jak sama nazwa wskazuje… ma być słodka :D Koniec dyskusji.


   6.   Ja żołnierz Wojska Polskiego.. właśnie tu bieganie mnie zaprowadziło. A zaczęło się od biegu katorżnika, który w kategorii VIPy i dziennikarze wygrałam (nie potrafiąc jeszcze wtedy pływać!) Pływać się już nauczyłam. Maszerować krokiem defiladowym i rzucać granatem też się nauczyłam J Bieganie również się przydaje, żeby po odpaleniu lontu zapalnika szybciej uciekać :D 

 
 






    7.  Na koniec mogę dodać, że jestem szczęśliwą, spełniona kobietą, która dzięki pasji odnalazła swoje miejsce i wie czego chce od życia. Przede wszystkim kocham swoje życie i czerpię z niego garściami. Doceniam każdą chwilę i wyciągam wnioski z doświadczeń.




BO O TO W ŻYCIU BIEGA!!!! :D :D :D








No i przyszło mi teraz nominować kolejnych blogerów... tak więc - uwaga! uwaga! :D do zabawy nominuję:

1. Gosię hirun, bo jest fantastyczną i pełną pozytywnych emocji kobietą, która jako jedyna odważyła nauczyć się mnie gotować :D 
2. Madzię z fit.life.beauty, która swoim pięknych uśmiechem umilała mi czas poza koszarami :D
3. Kolegę z bieganiejestfajne, bo... ja kocham bieganie, a on uważa, że jest fajne :P 
4. Monika, która skutecznie została wkręcona w bieganie przez swojego męża :) Nawet córkę wkręcili! To jest pasja :D
5. I przyszedł czas na panią z kefir, grejpfrut i banany, która swoimi przepisami robi mi smaka i powoduje, że może w końcu stanę dobrowalnie przy garach :P 

piątek, 19 września 2014

Test zegarka SOLEUS GPS FIT

W życiu każdego biegacza przychodzi taki moment, kiedy bieganie „na oko” przestaje go satysfakcjonować. Słusznie, bo jeśli obieramy sobie jakiś cel, efekty treningowe warto kontrolować. Tylko jak? Na szczęście rynek zasypuje nas propozycjami różnych zegarków do mierzenia parametrów biegu. Niektóre z nich mają tyle funkcji, że śmiało można nazwać je małymi komputerkami. I właśnie… tu pojawia się drobny kłopot. Nie każdy z nas jest specem i potrafi te wszystkie nowinki technologiczne rozpracować. Jako kobieta zawsze miałam z tym problem. W związku z tym zawsze wolałam sobie radzić bez zegarka. Unikałam go jak ognia! Wolałam biec z aplikacją Endomondo, która w miarę upływu czasu przestawała być mi obca. Z zegarkami pewnie byłoby tak samo, ale po co mi nerwy i stres? Wolałam iść na wygodę, która po pewnym czasie przestawała mnie zadawalać. Telefon z aplikacją zazwyczaj mam na ramieniu. Nie widzę zatem swojego aktualnego tempa, którym biegnę. Nie widzę także dokładnego dystansu. Po co mi to? A no po to, by wykonać rzetelnie trening zadany przez trenera. Kiedy w planie widnieje rozpiska, np.: 10x200m/200m – tempo 4:00-4:10. Z Endomondo nie jestem w stanie tego wykonać. Mogę jedynie przypuszczać ile metrów ma dany odcinek i jak szybko biegnę. A po zakończeniu treningu aplikacja oświeci mnie i pokaże średnie tempo z całego biegu. Owszem w statystykach wyświetli mi jakie tempo miał każdy kilometr. Ale to już po fakcie. Ja potrzebuję kontrolować tempo w danym momencie. Biegacz chce się rozwijać! Musi zatem iść z postępem. No cóż… przyszła i pora na mnie! Unikałam zegarków, to zegarek przyszedł do mnie sam.

Otrzymałam do testów zegarek SOLEUS GPS FIT. Zapewniano mnie, że jest bardzo prosty w obsłudze. To dla mnie ważne! Nie mam ochoty męczyć się z instrukcją obsługi, bo… nie. Taka kobieca logika. Z reguły jestem dość zabiegana i nie lubię marnować czasu. Co do instrukcji obsługi, faktycznie nie skorzystałam z niej, ponieważ nie było tam opisu w języku polskim. Wzięłam zegarek do ręki i po zapoznaniu się z czterema guziczkami, jakie posiada ten model zegarka, zaczęłam wędrówkę po jego funkcjach. Pierwsza myśl? Nie jest taki trudny ten zegarek! Obsługa jest wręcz intuicyjna. Chyba każdy poradziłby sobie z tym. Nawet ja dałam radę!


Na opakowaniu wyraźnie są opisane funkcje, jakie posiada zegarek:




- GPS
- Dystans
- Prędkość
- Tempo biegu
- Kalorie
- Stoper
- Pamięć przebytych okrążeń (do 100) z możliwością ustawienia długości okrążenia – od 0,4 km do 5 km.
- Zegar
- Bateria wielokrotnego ładowania




Szperam zatem dalej po funkcjach i ustawiam sobie datę, czas – nic prostszego! Wybieram strefę czasową według miasta Londyn i w tym momencie na moim ekranie pojawia się prawidłowa godzina. Eureka! Wchodzę w dalsze opcje „Set”, następnie „User” i co widzę? Nie dowierzam. Ten zegarek jest naprawdę na czasie! Ustawiam dane personalne. Wiek, waga, wzrost i płeć. Do wyboru mam, aż… 3 rodzaje płci! „Male”, „Female” i „Gender”. Oczywiście, jako kobieta lekko odstająca od nowinek, wybieram „Female” ;) i biegnę dalej po funkcjach, jak dziecko próbujące rozpracować nową zabawkę. Nie taki jednak diabeł straszny! Szukam opcji do biegania, jak ustawić zegar, by mierzył wszystko na raz. No i jest „Run” – włączam, sygnał gps jest w trybie „search” i czekam… chwilkę to trwa, ale udało się. Aż zegarek zapiszczał z zachwytu, że jest gotowy do pracy ;) GPS GO – klikamy start i biegniemy. Teoretycznie, bo na razie testuję „na sucho”. Zatrzymuję zegar i czas zapisuję. Każdy zapisany czas mogę ponownie odtworzyć w opcji „Date”, gdzie pokaże mi czas treningu, przebyty dystans oraz tempo biegu. Czyli to, co najważniejsze dla biegacza. Czas na próbę w terenie!

Zegarek wzięłam ze sobą na zawody. 10 km bieg uliczny. Niebo bezchmurne, sygnał gps nie powinien zatem mieć kłopotów z odnalezieniem się. Tak też było. Test przeszedł, a raczej przebiegł na ocenę 5. Dystans mierzył idealnie, prędkość biegu także. Dzięki temu w końcu mogłam kontrolować tempo i w efekcie dobiegłam na metę z niezłą życiówką! Bosko ;)


Następny test zrobiłam w dzień nieco mniej pogodny. Szaro, buro i deszczowo. Sygnał gps już nie był taki szybki. Jest to niestety normalne wśród wszystkich modeli dostępnych na rynku. Niesprzyjająca pogoda i gęste lasy mogą wywołać na ekranie zegarka komunikat „sygnal gps lost” – i nic z tym nie zrobimy ;) Biegnę dalej i czekam, aż sygnał odnajdzie się. Kiedy się już odnalazł, czekam aż tempo biegu się unormuje. Zegarek potrzebuje chwili, by je wyłapać. Podczas gdy biegniemy jednostajnie, nie ma z tym kłopotu. Jednak gdy mamy w planie interwały, musimy być cierpliwi i odczekać kilka sekund, aż tempo wskoczy na prawidłowe.

W instrukcji dołączonej do zegarka (tak, w końcu się za nią zabrałam, na szczęście był opis w wersji angielskiej) wyczytałam, że jest on wodoodporny. Nie znaczy to oczywiście, że można w nim pływać! Producent miał na myśli możliwość użytkowania w czasie deszczu. Przecież w każdej chwili może nas dopaść jakaś ulewa. I właśnie w trakcie większej ulewy miałam przyjemność testować zegarek. Owszem miałam na sobie kurtkę przeciwdeszczową. Zegarek był zasłonięty rękawem. Ale padało tak mocno, że woda wlatywała za kołnierz i wylewała się rękawem. Siłą rzeczy zegarek zamakał mocniej, niż powinien. Co jakiś czas kontrolowałam sytuację pod rękawem i widziałam tylko zaparowaną szybkę. Dlatego wyciągnęłam go spod rękawa i wystawiłam na deszcz, co by lekko odparował. Zegarek przeżył deszcz i ma się dobrze.

Kolejny test? Pogoda względna. Lekkie zachmurzenie, więc sygnał gps chwilkę się łączył. Oprócz zegarka wzięłam ze sobą jeszcze Endomondo. Z czystej ciekawości. Chciałam zobaczyć czy wyniki będą takie same. Delikatnie się różniły, ale zapewne dlatego, że nie byłam w stanie wyłączyć ich jednocześnie. Mam niestety tylko dwie ręce ;) generalnie można uznać, że nie ma żadnego przekłamania w mierzeniu wyników. Nie dodałam, że trening ten robiłam w godzinach wieczornych, kiedy na dworze już było ciemno. Ekran zegarka ma podświetlenie, dzięki czemu jest widoczny w każdych warunkach. 
3 dłuższe treningi zaliczyłam i bateria padła. No cóż… SOLEUS GPS FIT jest tak skonstruowany, że nie da się go wyłączyć. Poza treningami możemy go nosić, jak zwykły zegarek. Tym bardziej, że jest ładny i stylowy. Dzięki materiałowi, z jakiego został wykonany, jest także wygodny . Idealnie leży na ręce i nie uwiera. Dodatkowo w pasku mamy otwory pozwalające na swobodne oddychanie skóry. Kolejnym plusem jest zapięcie trzymające pasek w jednym miejscu. Dzięki temu nic nam nie zahacza i nie fruwa pod ręką. Dlatego zdecydowanie nadaje się do użytku codziennego. Ustawiamy opcję „time” i gotowe! Biorąc zatem pod uwagę, że zegarek działa 24h plus ściąga sygnał w trakcie treningów, uważam, że bateria jest wytrzymała. Mało tego, stan baterii jest na bieżąco wyświetlany. Zarówno w procentach, jak i w ilościach godzin pracy. W komplecie dołączona jest ładowarka umożliwiająca ładowanie za pomocą komputera i kabla USB, jak i wtyczki podłączanej do kontaktu. Podczas ładowania na ekranie wyświetlana jest procentowa ilość naładowanej baterii.

Zdecydowanie zegarek ten zasługuje na pochwałę. Za wygląd, który dla kobiet jest może nie najważniejszy, ale istotny. Za prostotę obsługi – każdy laik technologiczny poradzi sobie z tym sprzętem. Gwarantuję, że jak wciśniecie zły guzik, to zegarek nie wybucha ;) Funkcje, które posiada są wystarczające i spełniające oczekiwania nawet zaawansowanego biegacza. Nie wspomniałam chyba jeszcze nic o cenie, dlatego uwaga… 399 zł! To chyba najniższa cena na rynku. Powinnam też uprzedzić wszystkich, że  SOLEUS GPS FIT  uzależnia… jak już go założysz na rękę – cały czas na niego zerkasz! Nie tylko w trakcie biegu. Ja od swojego też nie mogę oderwać wzroku ;)