W życiu każdego biegacza
przychodzi taki moment, kiedy bieganie „na oko” przestaje go satysfakcjonować.
Słusznie, bo jeśli obieramy sobie jakiś cel, efekty treningowe warto
kontrolować. Tylko jak? Na szczęście rynek zasypuje nas propozycjami różnych zegarków
do mierzenia parametrów biegu. Niektóre z nich mają tyle funkcji, że śmiało
można nazwać je małymi komputerkami. I właśnie… tu pojawia się drobny kłopot.
Nie każdy z nas jest specem i potrafi te wszystkie nowinki technologiczne
rozpracować. Jako kobieta zawsze miałam z tym problem. W związku z tym zawsze
wolałam sobie radzić bez zegarka. Unikałam go jak ognia! Wolałam biec z
aplikacją Endomondo, która w miarę upływu czasu przestawała być mi obca. Z
zegarkami pewnie byłoby tak samo, ale po co mi nerwy i stres? Wolałam iść na
wygodę, która po pewnym czasie przestawała mnie zadawalać. Telefon z aplikacją
zazwyczaj mam na ramieniu. Nie widzę zatem swojego aktualnego tempa, którym
biegnę. Nie widzę także dokładnego dystansu. Po co mi to? A no po to, by wykonać
rzetelnie trening zadany przez trenera. Kiedy w planie widnieje rozpiska, np.:
10x200m/200m – tempo 4:00-4:10. Z Endomondo nie jestem w stanie tego wykonać.
Mogę jedynie przypuszczać ile metrów ma dany odcinek i jak szybko biegnę. A po
zakończeniu treningu aplikacja oświeci mnie i pokaże średnie tempo z całego
biegu. Owszem w statystykach wyświetli mi jakie tempo miał każdy kilometr. Ale
to już po fakcie. Ja potrzebuję kontrolować tempo w danym momencie. Biegacz
chce się rozwijać! Musi zatem iść z postępem. No cóż… przyszła i pora na mnie! Unikałam
zegarków, to zegarek przyszedł do mnie sam.
Otrzymałam do testów zegarek
SOLEUS GPS FIT. Zapewniano mnie, że jest bardzo prosty w obsłudze. To dla mnie
ważne! Nie mam ochoty męczyć się z instrukcją obsługi, bo… nie. Taka kobieca
logika. Z reguły jestem dość zabiegana i nie lubię marnować czasu. Co do
instrukcji obsługi, faktycznie nie skorzystałam z niej, ponieważ nie było tam
opisu w języku polskim. Wzięłam zegarek do ręki i po zapoznaniu się z czterema guziczkami,
jakie posiada ten model zegarka, zaczęłam wędrówkę po jego funkcjach. Pierwsza
myśl? Nie jest taki trudny ten zegarek! Obsługa jest wręcz intuicyjna. Chyba
każdy poradziłby sobie z tym. Nawet ja dałam radę!
Na opakowaniu wyraźnie są opisane
funkcje, jakie posiada zegarek:
- GPS
- Dystans
- Prędkość
- Tempo biegu
- Kalorie
- Stoper
- Pamięć przebytych okrążeń (do
100) z możliwością ustawienia długości okrążenia – od 0,4 km do 5 km.
- Zegar
- Bateria wielokrotnego ładowania
Szperam zatem dalej po funkcjach
i ustawiam sobie datę, czas – nic prostszego! Wybieram strefę czasową według
miasta Londyn i w tym momencie na moim ekranie pojawia się prawidłowa godzina.
Eureka! Wchodzę w dalsze opcje „Set”, następnie „User” i co widzę? Nie
dowierzam. Ten zegarek jest naprawdę na czasie! Ustawiam dane personalne. Wiek,
waga, wzrost i płeć. Do wyboru mam, aż… 3 rodzaje płci! „Male”, „Female” i
„Gender”. Oczywiście, jako kobieta lekko odstająca od nowinek, wybieram
„Female” ;) i biegnę dalej po funkcjach, jak dziecko próbujące rozpracować nową
zabawkę. Nie taki jednak diabeł straszny! Szukam opcji do biegania, jak ustawić
zegar, by mierzył wszystko na raz. No i jest „Run” – włączam, sygnał gps jest w
trybie „search” i czekam… chwilkę to trwa, ale udało się. Aż zegarek zapiszczał
z zachwytu, że jest gotowy do pracy ;) GPS GO – klikamy start i biegniemy.
Teoretycznie, bo na razie testuję „na sucho”. Zatrzymuję zegar i czas zapisuję.
Każdy zapisany czas mogę ponownie odtworzyć w opcji „Date”, gdzie pokaże mi
czas treningu, przebyty dystans oraz tempo biegu. Czyli to, co najważniejsze
dla biegacza. Czas na próbę w terenie!
Zegarek wzięłam ze sobą na
zawody. 10 km bieg uliczny. Niebo bezchmurne, sygnał gps nie powinien zatem
mieć kłopotów z odnalezieniem się. Tak też było. Test przeszedł, a raczej
przebiegł na ocenę 5. Dystans mierzył idealnie, prędkość biegu także. Dzięki
temu w końcu mogłam kontrolować tempo i w efekcie dobiegłam na metę z niezłą
życiówką! Bosko ;)
Następny test zrobiłam w dzień
nieco mniej pogodny. Szaro, buro i deszczowo. Sygnał gps już nie był taki
szybki. Jest to niestety normalne wśród wszystkich modeli dostępnych na rynku.
Niesprzyjająca pogoda i gęste lasy mogą wywołać na ekranie zegarka komunikat
„sygnal gps lost” – i nic z tym nie zrobimy ;) Biegnę dalej i czekam, aż sygnał odnajdzie się. Kiedy się już odnalazł, czekam aż tempo biegu się
unormuje. Zegarek potrzebuje chwili, by je wyłapać. Podczas gdy
biegniemy jednostajnie, nie ma z tym kłopotu. Jednak gdy mamy w planie
interwały, musimy być cierpliwi i odczekać kilka sekund, aż tempo wskoczy na
prawidłowe.
W instrukcji dołączonej do
zegarka (tak, w końcu się za nią zabrałam, na szczęście był opis w wersji
angielskiej) wyczytałam, że jest on wodoodporny. Nie znaczy to oczywiście, że
można w nim pływać! Producent miał na myśli możliwość użytkowania w czasie
deszczu. Przecież w każdej chwili może nas dopaść jakaś ulewa. I właśnie w
trakcie większej ulewy miałam przyjemność testować zegarek. Owszem miałam na
sobie kurtkę przeciwdeszczową. Zegarek był zasłonięty rękawem. Ale padało tak
mocno, że woda wlatywała za kołnierz i wylewała się rękawem. Siłą rzeczy
zegarek zamakał mocniej, niż powinien. Co jakiś czas kontrolowałam sytuację pod
rękawem i widziałam tylko zaparowaną szybkę. Dlatego wyciągnęłam go spod rękawa
i wystawiłam na deszcz, co by lekko odparował. Zegarek przeżył deszcz i ma się
dobrze.
Kolejny test? Pogoda względna.
Lekkie zachmurzenie, więc sygnał gps chwilkę się łączył. Oprócz zegarka wzięłam
ze sobą jeszcze Endomondo. Z czystej ciekawości. Chciałam zobaczyć czy wyniki
będą takie same. Delikatnie się różniły, ale zapewne dlatego, że nie byłam w
stanie wyłączyć ich jednocześnie. Mam niestety tylko dwie ręce ;) generalnie
można uznać, że nie ma żadnego przekłamania w mierzeniu wyników. Nie dodałam,
że trening ten robiłam w godzinach wieczornych, kiedy na dworze już było
ciemno. Ekran zegarka ma podświetlenie, dzięki czemu jest widoczny w każdych
warunkach.
3 dłuższe treningi zaliczyłam i
bateria padła. No cóż… SOLEUS GPS FIT jest tak skonstruowany, że nie da się go
wyłączyć. Poza treningami możemy go nosić, jak zwykły zegarek. Tym bardziej, że
jest ładny i stylowy. Dzięki materiałowi, z jakiego został wykonany, jest także
wygodny . Idealnie leży na ręce i nie uwiera. Dodatkowo w pasku mamy otwory
pozwalające na swobodne oddychanie skóry. Kolejnym plusem jest zapięcie
trzymające pasek w jednym miejscu. Dzięki temu nic nam nie zahacza i nie fruwa
pod ręką. Dlatego zdecydowanie nadaje się do użytku codziennego. Ustawiamy
opcję „time” i gotowe! Biorąc zatem pod uwagę, że zegarek działa 24h plus
ściąga sygnał w trakcie treningów, uważam, że bateria jest wytrzymała. Mało
tego, stan baterii jest na bieżąco wyświetlany. Zarówno w procentach, jak i w
ilościach godzin pracy. W komplecie dołączona jest ładowarka umożliwiająca
ładowanie za pomocą komputera i kabla USB, jak i wtyczki podłączanej do
kontaktu. Podczas ładowania na ekranie wyświetlana jest procentowa ilość
naładowanej baterii.
Zdecydowanie zegarek ten
zasługuje na pochwałę. Za wygląd, który dla kobiet jest może nie najważniejszy,
ale istotny. Za prostotę obsługi – każdy laik technologiczny poradzi sobie z
tym sprzętem. Gwarantuję, że jak wciśniecie zły guzik, to zegarek nie wybucha
;) Funkcje, które posiada są wystarczające i spełniające oczekiwania nawet
zaawansowanego biegacza. Nie wspomniałam chyba jeszcze nic o cenie, dlatego
uwaga… 399 zł! To chyba najniższa cena na rynku. Powinnam też uprzedzić
wszystkich, że SOLEUS GPS FIT uzależnia… jak już go założysz na rękę – cały
czas na niego zerkasz! Nie tylko w trakcie biegu. Ja od swojego też nie mogę
oderwać wzroku ;)