Oficjalnie wracam do gry!
Ale...ja nie wiem, co ja sobie myślałam jadąc na bieg do Sobótki... myślałam, że trasa będzie lekka i przyjemna, wręcz idealna na biegowy powrót po kontuzji Nie byłam nigdy w Sobótce i nie pomyślałam też, żeby sprawdzić wcześniej trasę
Jak widać lubię niespodzianki Tym sposobem góra Ślęża powitała mnie...niemalże z przytupem!
Już na dzień dobry zrobiłam błąd ustawiając się na tyłach linii startowej sądziłąm, że będę stopniowo sobie wszystkich wyprzedzać, a okazało się, że za chwilę wbiegliśmy do lasu, gdzie nie wiem czy gorsze były ostre podbiegi czy jeszcze bardziej strome zbiegi... zrobił się zator. Przez pierwsze 3-4 km ludzie zamiast biec, szli...bo tak prawdę mówiąc nie wiadomo było, jak lepiej pokonać ten odcinek Stromy, kamienisty, pnący się w górę i wydawałoby się, że nie miał on końca... Łydki piekły, jak diabli Cały czas truchtałam i próbowałam wyminąć idących ludzi. W końcu nie przyjechałam tu na spacer! W pewnym momencie byłam zmuszona przejść do marszu, ale moje nogi nie zniosły długo takiego sposobu poruszania się Powróciłam do biegu, ale ze względu na BARDZO kamienisty teren, należało uważać, by nie zrobić sobie krzywdy...tempo nie było więc jakieś zawrotne biegłam i zastanawiałam się, jak mogłam być tak głupia i nie sprawdzić trasy! Nie byłam przygotowana na takie warunki... modliłam się, żeby piętaszka to wytrzymała... mój fizjoterapeuta zawsze mi powtarzał, żebym nie myślała o kontuzji, więc starałam się nie myśleć koło 5 km nagle dostałam skrzydeł i leciałam z górki nabierając coraz większych prędkości by za chwilę hamować, bo pojawiła się znów kamienista ścieżka i istniało ryzyko wywinięcia orła i to takiego solidnego koło 8 km te skrzydła gdzieś odleciały a szkoda! Bo pojawiła się jeszcze bardziej stroma góreczka, którą prościej chyba było pokonać na czworaka Nogi drżały i odmawiały posłuszeństwa. Oczy mi zalewało i nie bardzo wiedziałam, na co stawiam stopy...żołądek podchodził do gardła i miałam ochotę rzucić butami w te kamienie i dać sobie spokój! Na pomoc przyszły wspomnienia z poligonu, jak dowódca kazał się czołgać w palącym słońcu, a ja już lekko odpuszczałam i usłyszałam za plecami "NO DALEJ MAŁA!!! ZAP...DALAJ!!!" - pomogło
Nim się obejrzałam, byłam już na mecie i to z jakim wynikiem!!!!
22 miejsce w kategorii K20
1. Bieg Niezłomnych ku Pamięci Żołnierzy Wyklętych - to najtrudniejsze 10 km, jakie biegłam... ale satysfakcja na mecie jest ogromna brakowało mi tych emocji na trasie... JAK JA TO KOCHAM!!!!!!
Piętaszka też jest zadowolona lekko pomrukuje, ale mam nadzieję, że to z zachwytu
Jeszcze tylko basen i dzień uważam za udany
Ja wiedziałem ze nie będzie łatwo. Tylko nie myślałem że aż tak ;)
OdpowiedzUsuńAle z to kocham Sobótkę ;)
Gratuluję powrotu i wyniku.
Dzięki :) Tobie również gratulacje! Mam nadzieję, że zadowolony jesteś z wyniku ;) za rok już będziemy mądrzejsi i będzie więcej energii na trasę :D
OdpowiedzUsuń