Mimo że pogoda dziś szaro-bura,
moje niebo wyglądało dziś właśnie tak. Chmury się rozstąpiły i pojawił się uśmiech
:) tak mało wystarczy do szczęścia…

W każdym bądź razie, grzecznie
słuchałam fachowców i stosowałam się do zaleceń. Przy okazji zamęczałam Was
moimi lamentami, bo szlag mnie trafiał, że nie mogę ruszyć dalej z treningami.
Jeszcze wczoraj rano wiało
dramatem... dziś z wiatrem pędziłam przed siebie, jak pies spuszczony ze smyczy.
Gęba mi się cieszyła i niedowierzałam! Nie ma bólu…jako takiego… 8,5 km w
tempie dość swobodnym aczkolwiek zdecydowanym. Coś tam się tliło jeszcze w
pachwinie, ale to już nie było to, co jeszcze kilka dni temu mnie hamowało…
moim nogom było tak dobrze, że nie chciały się zatrzymać. Płuca po takiej
przerwie delikatnie się zasapały, ale nogi nie dały im odetchnąć :D
Fantastyczne uczucie! Teraz mogę
ruszyć z kopyta… i mam nadzieję, że tym razem nic mnie już nie zatrzyma :)
27 dni… :) :) :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz