piątek, 16 sierpnia 2013

Ograniczenia są tylko w głowie. W rzeczywistości - nie ma rzeczy niemożliwych. Podobno! Bo, mimo że po porannym crossficie umarłam i padłam spać, to jednak jakoś go przetrwałam :) nigdy w życiu nie podciągnęłam się na drążku...i prosiłam, marudziłam...że ja zrobię więcej brzuchów zamiast podciągania... ale Trener jest nieugięty. Już się podciągałam to dalej marudziłam, że nie dam rady, mimo że dawałam i już kilka podciągnięć było za mną :) nie było litości dla mojego marudzenia i dzięki temu okazało się, że jednak potrafię  z pomocą, ale jednak :) co prawda nie umiem teraz podnieść wyżej ręki, żeby się chociażby podrapać po głowie lub zwyczajnie zapalić światło (na szczęście jest jeszcze jasno :P) ale szczerze...? Uwielbiam to!  bo jak mam nie uwielbiać, jak brat od małego katował mnie bajkami typu Żółwie Ninja, Dragon Ball, Kapitan Tsubasa czy Yattaman! chcąc nie chcąc oglądałam z nim i wkręcałam się w te klimaty :D To były hity!  No i zostało w głowie coś z tych bajek ;)
No ale schodząc na ziemię...do żywych (jeszcze nie zostałam żoną Hadesa, choć na crossie miałam obawy, że to już tuż-tuż) - czas na drugi trening! 6km luzem + 2 km w tempie 5:15/km

Jeśli zalegnę w rowie, to potraktuję to, jako grę wstępną przed katorżnikiem  choć po dzisiejszym crossie stwierdzam, że katorżnik to będzie pikuś ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz