MISJA WYKONANA
Dziś to ja szczypałam Dziadka Mroza po tyłku a jego zlodowaciałe serce rozgrzałam do czerwoności
Choć przy pierwszych kilometrach wątpiłam w to czy się uda... czułam ogromną niemoc w nogach! Przy mrozach, niestety, to normalne. W związku z dużą utratą ciepła, a więc i energii, nasze możliwości mogą zmaleć aż do 50%
Biegłam pierwsze luźne km i pukałam się w czoło Trener rozbija się ostatnio po Tunezjach i Hiszpaniach i chyba zapomniał, że w Polsce są takie mrozy... zaplanował mi na dziś tysiączki 6x1km/1km w tempie 5:00-10/6:30
Przy temperaturze -10 zmusić nogi do takiej prędkości... a co tam... zmusiłam! Bo nasze ograniczenia są tylko w naszej głowie
Pierwszy km przyspieszenia był cięższy, ale następne były już coraz lepsze. Raz mnie nawet poniosło i pobiegłam na 4:45/km Jakby mi ktoś miotłę wsadził między nogi, pewnie bym odfrunęła
Jedynie niewykonalne były dla mnie kilometry w spokojniejszym tempie. Miałam zwalniać do 6:30 minut po takich przyspieszeniach??? Przy mrozie to nie do przyjęcia! Takie tempo to już jest spacer, a nie bieg... nogi zaczynały sztywnieć i wtedy mogłabym mieć kłopot z ponownym przyspieszeniem... Skracałam więc wolniejsze odcinki i biegłam tempem, które pozwoli uspokoić mi oddech Tak sobie to wykombinowałam Trzeba umieć sobie radzić w życiu W efekcie wyszło mi 7 przyspieszeń w mocnym tempie. W sumie 14,25 km w czasie 1h20min
Dziadek Mróz leży w rowie i płacze ktoś go chce pocieszyć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz