Jak walentynki,
to tylko na trasie! – z największą miłością życia J
Kiedyś gdzieś
wyczytałam, że jeśli biegacz/biegaczka pokocha swojego partnera równie mocno,
jak swoją pasję, będzie to miłość najmocniejsza i warta wszystkiego. Jakby się
głębiej zastanowić, coś w tym jest… jako fani królowej sportu czcimy ją z
największą godnością. Nie zabiegamy o nią uparcie. Wszystko toczy się
naturalnie i bez większych utrudnień. Wychodzimy jej na spotkanie, spędzamy z
nią czas w taki sposób, na jaki mamy ochotę. Spokojnie, szybko, leniwie,
czasami ostro pod górę. Nigdy nam nie odmawia :) Przy tym wszystkim jest bardzo
wyrozumiała. Nie okazuje zazdrości, nie robi scen i afer. Godzi się na
urozmaicenia (co by nudą nie powiało) – rower, basen, narty? Ona nie boi się
konkurencji :) Jest świadoma swojej
wartości i skrupulatnie to wykorzystuje. Przyzwyczaja Cię do siebie bez
najmniejszego wysiłku. Po prostu jest przy Tobie. Czy to w smutku, radości ,
euforii, szczęściu, w złości. Daje upust emocjom nie oceniając Cię przy tym,
nie krytykując, nie chwaląc. Jest jak plaster na ranę – cichy, ale skuteczny.
Choć czasem potrafi zaskoczyć i dać klapsa dla oprzytomnienia. Najczęściej jest
to strzał kończący się kontuzją.
Oczywiście wszystko dla naszego dobra ;) Po „odbębnieniu” kary wracamy
skruszeni, pełni pokory, by na nowo cieszyć się swoją miłością. Taka powinna
być ta prawdziwa – wyrozumiała, otwarta, mądra i trwała :)
Dopiero teraz to zrozumiałam że dobrze jest, gdy dwojga ludzi łączy wspólna pasja. No, po pierwsze trzeba ją mieć :D
OdpowiedzUsuńAle jak się ją już odkryje, to warto zadbać o ten wspólny "teren" :)
OdpowiedzUsuńżona biegacza lubi to! :)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń