Człowiek bez motywacji jest jak statek, który utknął na
mieliźnie. Nie potrafi się ruszyć. Potrzebuje siły z zewnątrz, która go pchnie
do przodu.
Jak to jest z tą motywacją? Innym potrafimy dodać otuchy,
rzucić cenna radą. Pomagamy bez mrugnięcia okiem. Wskazówki wręcz wysypują nam
się z rękawa i ładujemy nimi energię w potrzebujących. A oni podnoszą się i
biegną dalej.
A my? Dlaczego tak trudno jest nam się samemu zmotywować?
Rady, które działają na innych – na nas już niekoniecznie mają wpływ. Jak w
życiu. Zawsze jest lepiej radzić komuś. Z własnymi problemami jest… no właśnie –
problem.
Pewnie po części bierze się to z braku obiektywizmu.
Jesteśmy stroną w danej sytuacji i ciężko nam spojrzeć z dystansu na nas
samych.
Z ogólnego rachunku wynika, że radzimy innym, którzy sobie
nie radzą. Każdy poszukuje bodźców z zewnątrz. Jakiegoś impulsu, który pobudzi
do działania.
Dlaczego nie szukamy bodźców w sobie? Nie chodzi o
przerzucanie ciężaru na innych. Nasza psychika jest zwyczajnie zmęczona. Chcemy
dać jej odpocząć, po czym dostarczyć czegoś nowego, nieznanego. Co postawi nas
na nogi i pozwoli ruszyć dalej.
Póki co nie znajduję żadnego elementu z zewnątrz, który by
mnie pobudził. Z wewnątrz tym bardziej. Serce zarosło chaszczami, a nogi
grzęzną w miejscu. Uśmiecham się na potrzeby codzienności i niekoniecznie
przekonująco.
Kolejna próba odmóżdżenia/zresetowania się è daleko gdzieś między
sercem, a rozumem. Tam, gdzie płuca nie chcą dać rady, a nogi wyprzedzają myśli…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz