niedziela, 2 czerwca 2013
w błocie między kukurydzą :D
Z rozgrzanego asfaltu wbiegłam w pole kukurydzy... topiąc się po pachy w polu udało się wydostać...z biedronką na ramieniu ;) Nie wiem czy bawiła się w Red Bulla i chciała dodać mi skrzydeł, czy też to ona mnie na skrzydłach chciała ponieść... długo jednak nie utrzymała tempa i zrezygnowała z wycieczki :D z pola wpadam prosto do lasu, a im głębiej w las, tym weselej :D po ostatnich ilościach deszczu, ścieżka była tak grząska, że ciężko było utrzymać równowagę. Trening siłowy z wytrzymałościowym :) plus techniki lądowania w błocie :) mała wymiana spojrzeń z wiewiórką, a na osłodę skubnęłam kilka poziomek, opłukałam się w kałuży i ruszyłam dalej :D Nie wiem skąd miałam dziś taką dawkę energii! Uśmiech z twarzy mi nie schodził... w sumie, musiałam mega głupio wyglądać! Ale mijani ludzie odwzajemniali uśmiechy i nawet krzyczeli za mną miłe słowa :) co dodawało jeszcze więcej energii i tak ciągle przyspieszałam, aż do 15 km... na którym tempo zdecydowanie się zmniejszyło, a uśmiech zamienił się miejscami z nerwowym grymasem... noga znów się buntuje :/ Energia rozsadza, a ja nie mogę biec. Naciągnięty mięsień dwugłowy hamuje skuteczniej niż ręczny w aucie! Chyba łatwo sobie wyobrazić wewnętrzny dialog, który po publikacji byłby całkowicie ocenzurowany! Przerwałam bieg, by nie rozwijać bólu. Na szczęście rozsądek wziął górę nad ambicjami. Jeśli przegięłabym teraz, noga zemściłaby się podwójnie. A to mi jest teraz najmniej potrzebne... niecałe 17 km zaliczone :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz