Dzisiejszy trening był raczej z tych morderczych... trzecie podejście na górkę śmierci Ale...
Tym razem 10 km w ramach rozgrzewki i... 10 góreczek na 90% możliwości! Z dopiskiem od trenera:
"Pamiętaj! Ryjesz brodą o ziemię "
A co ja na to? Chyba Ty! hahaha Nie dam mu tej satysfakcji Od dłuższego czasu trener się odgraża, że zostanę żoną Hadesa, a ja bronię się przed tym udowadniając, że Hades to może co najwyżej mi buty wyczyścić No ale do zadania należy podejść rozsądnie. Wybiegam w obwodnicę i luźna dyszka przeleciała mi tak szybko, że nie zdążyłam o niczym pomyśleć Dobiegam do góreczki... chwila na rozciąganie i znowu te dziwne spojrzenia ludzi na moje wypięte figury No dobra... czas zmierzyć się z kolejną dyszką... wiedziałam, że lekko nie będzie! Ale nikt nie mówił, że miało być
Pierwszy podbieg poszedł gładko. Tak samo, jak kolejne 4... myślę sobie: pffff... też mi coś lajcik 6 podbieg już był cięższy, a przy 7 czułam tą cholerną gorycz w ustach! Pocieszam się w myślach stwierdzając, że większa połowa za mną...
Okazało się, że obserwowało mnie 3 chłopaczków. Na oko po 9-10 lat mieli. Jeździli na hulajnodze i widząc, jak raz za razem wbiegam i zbiegam z tej cholernej górki, postanowili się ze mną zmierzyć... Trochę się bałam, że spuchnę przy nich. W końcu mieli hulajnogi, a ja... tylko nogi, albo aż! Raz się żyję maleńka... jedziesz!!!
Ruszyliśmy i małolaty od początku miały przewagę. Jednak im wyżej na szczyt tym było im ciężej i wyraźnie słabli. Trzeba jednak przyznać, że walczyli mocno Wygrana zdecydowanie była po mojej stronie, bo nie wjechali na sam szczyt ups... jak mi przykro 8 podbiegów za mną... uda mnie piekły tak mocno, że jakby ktoś mnie suchymi liśćmi obrzucił, to pożar mógłby się pojawić Jeszcze tylko 2... najgorsze! Przy 9 podbiegu miałam wrażenie, że ktoś wydłużył ścieżkę i znów ta gorycz w ustach... Wbiegłam z wielkim trudem, ale nie poddawałam się!
Miałam ogromną motywację, by walczyć dalej Otóż dokładnie za 4 miesiące (13.04.2014) stanę na linii startu Rotterdam Marathon!!! Czasu zatem mam niewiele, a pracy przede mną wciąż sporo
Jest jeszcze drugi cel, o którym Wam nie powiem Przynajmniej na razie Ale wymaga równie sporo poświęceń, bólu i wytrwałości. Wsparcie wskazane
Mając w głowie tak ogromną motywację, zaliczyłam 10 podbieg, dając z siebie max możliwości
Byłam z siebie cholernie dumna!!!!! Tak bardzo, że droga powrotna okazała się być zbawiennym relaksem. Pozwoliłam sobie na małe przyspieszenie Musiałam strasznie głupio wyglądać ciesząc się sama do siebie w trakcie biegu Trudno
Tym sposobem nabiegałam w sumie 14 km w całkiem niezłym czasie (jak na mnie) - mam nadzieję, że tym razem trener będzie rył brodą o ziemię - z zachwytu
Łydki mi dalej pulsują, a uda mam wrażenie, że wylały się z betoniarki. Żołądek jest przemielony, oczy już gotowe do snu i tylko został jeden odruch bezwarunkowy... uśmiech
fot. http://kozak-anna.flog.pl/
Tym razem 10 km w ramach rozgrzewki i... 10 góreczek na 90% możliwości! Z dopiskiem od trenera:
"Pamiętaj! Ryjesz brodą o ziemię "
A co ja na to? Chyba Ty! hahaha Nie dam mu tej satysfakcji Od dłuższego czasu trener się odgraża, że zostanę żoną Hadesa, a ja bronię się przed tym udowadniając, że Hades to może co najwyżej mi buty wyczyścić No ale do zadania należy podejść rozsądnie. Wybiegam w obwodnicę i luźna dyszka przeleciała mi tak szybko, że nie zdążyłam o niczym pomyśleć Dobiegam do góreczki... chwila na rozciąganie i znowu te dziwne spojrzenia ludzi na moje wypięte figury No dobra... czas zmierzyć się z kolejną dyszką... wiedziałam, że lekko nie będzie! Ale nikt nie mówił, że miało być
Pierwszy podbieg poszedł gładko. Tak samo, jak kolejne 4... myślę sobie: pffff... też mi coś lajcik 6 podbieg już był cięższy, a przy 7 czułam tą cholerną gorycz w ustach! Pocieszam się w myślach stwierdzając, że większa połowa za mną...
Okazało się, że obserwowało mnie 3 chłopaczków. Na oko po 9-10 lat mieli. Jeździli na hulajnodze i widząc, jak raz za razem wbiegam i zbiegam z tej cholernej górki, postanowili się ze mną zmierzyć... Trochę się bałam, że spuchnę przy nich. W końcu mieli hulajnogi, a ja... tylko nogi, albo aż! Raz się żyję maleńka... jedziesz!!!
Ruszyliśmy i małolaty od początku miały przewagę. Jednak im wyżej na szczyt tym było im ciężej i wyraźnie słabli. Trzeba jednak przyznać, że walczyli mocno Wygrana zdecydowanie była po mojej stronie, bo nie wjechali na sam szczyt ups... jak mi przykro 8 podbiegów za mną... uda mnie piekły tak mocno, że jakby ktoś mnie suchymi liśćmi obrzucił, to pożar mógłby się pojawić Jeszcze tylko 2... najgorsze! Przy 9 podbiegu miałam wrażenie, że ktoś wydłużył ścieżkę i znów ta gorycz w ustach... Wbiegłam z wielkim trudem, ale nie poddawałam się!
Miałam ogromną motywację, by walczyć dalej Otóż dokładnie za 4 miesiące (13.04.2014) stanę na linii startu Rotterdam Marathon!!! Czasu zatem mam niewiele, a pracy przede mną wciąż sporo
Jest jeszcze drugi cel, o którym Wam nie powiem Przynajmniej na razie Ale wymaga równie sporo poświęceń, bólu i wytrwałości. Wsparcie wskazane
Mając w głowie tak ogromną motywację, zaliczyłam 10 podbieg, dając z siebie max możliwości
Byłam z siebie cholernie dumna!!!!! Tak bardzo, że droga powrotna okazała się być zbawiennym relaksem. Pozwoliłam sobie na małe przyspieszenie Musiałam strasznie głupio wyglądać ciesząc się sama do siebie w trakcie biegu Trudno
Tym sposobem nabiegałam w sumie 14 km w całkiem niezłym czasie (jak na mnie) - mam nadzieję, że tym razem trener będzie rył brodą o ziemię - z zachwytu
Łydki mi dalej pulsują, a uda mam wrażenie, że wylały się z betoniarki. Żołądek jest przemielony, oczy już gotowe do snu i tylko został jeden odruch bezwarunkowy... uśmiech
fot. http://kozak-anna.flog.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz