Dzisiejsze 20 km było męką z 2 powodów. Po pierwsze... świąteczne jedzenie to kiepskie paliwo do biegania ALE! Za dużo jednak zjeść nie umiałam (trochę na szczęście!) ponieważ... może zabrzmi głupio, ale popsuły mi się plecy - powód nr 2.
A co ma piernik do wiatraka? A no ma tyle, że mięsień, który mi dokucza (prawdopodobnie czworogłowy grzbietu) nie pozwalał mi ani jeść, ani pić... Każde przełknięcie czegokolwiek kończyło się bólem i grymasem
Generalnie jestem odporna na ból, dopóki nie zaburza normalnego funkcjonowania... o ile wczoraj dawałam radę i znosiłam go dzielnie, to dziś już powiało dramatem
W związku z tym biegłam całe 20 km z bólem... dało się biec, ale dyskomfort był wyraźnie odczuwalny. Po treningu śniadanie... doprawione bólem Na deser kawa, która również sprawiała ból! Na obiad...? Sami sie domyślcie Mogłabym troszkę zastrajkować i olać jedzenie i picie.. ale mam siedzieć o suchym pysku w święta? O nie Jakoś wytrzymałam Żele przeciwbólowe i przeciwobrzękowe, chłodzenie, delikatne rozmasowywanie mięśnia... zero efektu!
Sięgnęłam po najcięższy kaliber Jutro wizyta u fizjoterapeuty, który zawsze skutecznie ratuje mnie z opresji Gdyby nie on, juz dawno bym się rozsypała (www.revit-fizjoterapia.pl) Nie raz już Wam o nim wspominałam, ale naprawdę jest godny polecenia
A póki co, wspomniana kąpiel solankowa, która przyspiesza regenerację i łagodzi bóle mięśniowe, stawowe, nerwobóle. Wymoczyłam się więc i zobaczymy czy obudzę się jutro 10 lat młodsza Póki co mogę powiedzieć, że zmęczenie jest mniejsze, jak po dobrym masażu chyba, że to efekt placebo... jakby nie było, mięśnie czują się lepiej, plecy niekoniecznie ale z nimi rozprawię się jutro
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz