Ostatni trening z Pawłem zaliczony
Po wczorajszym masażu ud, podczas którego poznałam nowy wymiar bólu (chciał mi połamać uda!!!) - nie bedę ściemniać, że byłam twarda... bolało, jak cholera! Darłam się jeszcze bardziej niż na masażu łydek... w związku z tym, dziś każdy krok mnie bolał podczas chodzenia, a co dopiero przy bieganiu!!!
Zaciskając zęby z bólu biegłam tak, jak nakazywało tempo nie było marudzenia i błagania o iltość, bo... zwyczajnie chciałam dać z siebie max możliwości pod czujnym okiem trenera.
Nie odpuszczałam, przyspieszałam, dawałam się podpuszczać, by za chwilę jeszcze bardziej przyspieszać i można powiedzieć, że zwyczajnie mieliśmy świetną zabawę podczas treningu
Być może na moją determinację wpłynęła Viola, która dziś biegła razem z nami Wspólne 12 km było czystą poezją i potwierdzeniem tego, że forma przez ten tydzień poszła w górę było naprawdę mocne tempo! I mimo, że na pierwszych kilometrach czułam, że będę mieć dziś GAME OVER... to pod koniec wpadłam w lekki trans i gdyby nie to, że ze śmiechu traciłam siły, to mogłabym biec i biec i cały czas biec... nawet przestał mi przeszkadzać ból w udach
No ale niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy! Tydzień szybko zleciał i przyszedł czas pożegnać się z tym pięknym miejscem.
Starałam się wykorzystać ten czas najlepiej, jak sie dało. Nie raz było ciężko, ale po to tu właśnie przyjechałam. Treningi 3 razy dziennie, mnóstwo cennych rad, które chłonęłam, jak gąbka! Poznałam kilka ciekawych osobowości i najważniejszą tajemnicę dietetyczną, która jest lepsza niż sok z gumijagód Podpatrywałam mistrzów i podziwiałam ich możliwości.
W tym całym czasie treningowym, mimo mocnego tempa, znalazłam też moment na wyciszenie się i zastanowienie, czy w dobrym kierunku biegnę. Od dawna tego potrzebowałam! Bajeczne krajobrazy, cisza, spokój... koiły wysiłek i pozwoliły mi odetchnąć, zwolnić i podjąć kilka ważnych decyzji, a raczej utwierdzić w przekonaniu, że ich podjęcie będzie słuszne Bo w życiu trzeba robić to, co się kocha
Czas wrócić do rzeczywistości. Z poczuciem spełnienia i uśmiechem na ustach. To był dobry czas. Za co dziękuję Trenerowi, który wiele wniósł w ten czas nie tylko dawkę bólu, ale i solidnego humoru
Nie słodząc mu za dużo... dodam tylko, że to Trener z pasją, sercem (Tak! czasami je okazuje :D) i przede wszystkim z ogromną wiedzą, którą potrafi w fajny sposób przekazać
Mam nadzieję, że uda mi sie tu jeszcze przyjechać! Bo do takich miejsc warto wracać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz