Ogień w wodzie... czy to możliwe? Oczywiście Wszyscy wiemy, że nie ma rzeczy niemożliwych
Dzisiejszy trening na basenie to był jakiś rollercoaster! Pamiętam słowa trenera po pierwszym spotkaniu:
- Podobało się?
- Jasne! Fajnie było!
- To dobrze, bo bedzie ciężej!
Dziś wyciągnął ze mnie chyba wszystko... a nawet więcej! Miałam ochotę kopnąć basen w wodę, co najmniej, jakby miało mi ulżyć od tego
Nie było litości, że zmęczenie, że oddechu brakowało, że wody się znowu opiłam, że ręce już nie dają rady... mimo, że uszy pod wodą zapakowane hermetycznie w czepku, to i tak ciągle w głowie huczał jego głos "Płyń!!! Szybciej rękami machaj!!" No i Ania machała posłusznie... jeden basen za drugim i kolejny i jeszcze jeden i następne 6 bez odpoczynku... do tego doszły kolejne nowe elementy, w których gubiłam oddech... i wtedy przyszedł czas na następne zadanie:
2 ostatnie długości basenu kraulem, przy czym skracam czas na łapanie oddechu... myślałam, że tego nie przetrwam! Ale udało się
Trener gonił, krzyczał, popędzał, mierzył czas, groził palcem, bo za wolno... i tym sposobem zwiększyłam przepłynięty dystans w czasie godziny... 40 długości! 800 m grzbietem i 200 m kraulem
1 wielki, mokry, pełen bólu i determnacji KILOMETR
Kolejny malutki sukcesik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz