Zmusiłam nogi do interwałów...ale co się głowa musiała nagadać do tych leniwych nóg! I tłumaczę najpierw lewej, potem prawej i mówię im, że będzie fajnie, a one jakby się zmówiły i mówią: NIE! No to ja znowu, że dadzą radę, że są zdolne, że razem potrafią zdziałać cuda! A one dalej stroją fochy... no to biorę je podstępem i zaczynam negocjacje... tłumacząc im, jak krowie na rowie, że to dla ich dobra, że dzięki interwałom będą szybsze i sprawniejsze i powolutku przyspieszam - tak, żeby nie zorientowały się do czego zmierzam... nim zrozumiały, co je czeka zaczęły współpracować. W końcu! Ale nie na długo... po pierwszym maksymalnym przyspieszeniu stanęły zdziwione i wyraźnie zasygnalizowały, że tak się bawić nie będziemy! Cholerka... A miało być tak pięknie :) Ciąg dalszy negocjacji przyniósł efekty w postaci wspólnego kompromisu. Robimy fartleki, a w zamian za to nagroda: po treningu warzywa z łososiem :) w ten sposób zapanowała zgoda i nogi zabrały się do pracy :D współpraca była owocna a nagroda smaczna :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz