Patrząc na plan od trenera śmiem twierdzić, że skończyło się truchtanie, a zaczęło konkretne trenowanie
Luźne 7km + podbiegi na 90% możliwości... było piekło! Uda się paliły i nawet mroźne powietrze nie nadążało ich chłodzić a im wyżej wbiegałam tym mocniej czułam, jak żołądek przemielony podchodził do gardła
W takim ładnym stylu przywitałam się dziś z Górką Śmierci słynna opolska góreczka, z której wróciłam sponiewierana i zajechana... uwielbiam to zmęczenie
Oczy już mi się same zamykają
Przygotowania na sezon wiosenny uważam za rozpoczęty Cel jest konkretny - Rotterdam Marathon poniżej 4h
Przede mną duuuuuuuużo pracy! Ale bez pracy nie ma efektów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz