środa, 13 lutego 2013

Town of Runners


„Na bieżni nie ma miejsca na przyjaźń. To wojna, na której trzeba walczyć!”


To słowa trenera z etiopskiego miasteczka Bekoji. Spod jego skrzydeł „wybiegli” najlepsi. Sentayehu Eshetu daje szansę każdemu. Bo tak naprawdę w Bekoji biegają wszyscy. Stąd tytuł najnowszego filmu dokumentalnego – Miasteczko biegaczy ( Town of Runners). To ich sposób na lepsze życie. Najważniejszy priorytet, który pozwala podnieść status rodziny.
Matka głównej bohaterki została zapytana: „co jeśli córce nie powiedzie się?” Odpowiedź była prosta: „Będzie musiała wyjść za mąż Innego wyjścia nie ma.”
Jest to dla nich tak oczywiste, że nie przyjmują innego rozwiązania. Z tej perspektywy słowa trenera nabierają konkretnego znaczenia. Biegacze z Bekoji mogą przyjaźnić się i być dla siebie najlepszym oparciem. Ale tylko w życiu. Na bieżni stadionu, każdy walczy sam. Od wyniku zależy ich przyszłość. Ciężko na to pracują nie mając tak naprawdę gwarancji sukcesu. Tego nie da się przewidzieć. Jest to sport indywidualny, ale bardzo dużo zależy od przeciwników. Dlatego tak ważne jest przygotowanie.
Zawodnicy jeżdżą z trenerem na olimpiady mając nadzieję, że ktoś ich zauważy. Najczęściej są to kluby atletyczne poszukujące dobrze zapowiadających się biegaczy. Warunki jakie zapewniają do trenowania nie zawsze są na wysokim poziomie. Zdarza się, że brakuje jedzenia, które jak wiadomo jest istotne dla treningu biegacza J Mimo spartańskich warunków nikt się nie poddaje. Mają cel, który chcą osiągnąć. Zawsze muszą mieć jednak plan B. Chłopiec zapytany o to, co będzie robić, kiedy okaże się, że bieganie nie jest dla niego, odpowiada: „wtedy zostanę lekarzem”. Tak właśnie wygląda ich życie.
Celowo nie opowiadam o szczegółach filmu, żeby zachęcić Was do obejrzenia. Sama byłam ciekawa czego nowego dowiem się o metodach treningowych. Każdy kto interesuje się lekkoatletyką zauważył, że biegacze z Etiopii, jak i z Kenii, są w czołówce najlepszych zawodników. I założę się, że część z Was chociaż raz zadało sobie pytanie – jak oni to robią!?
Podczas maratonu w moim rodzinnym mieście miałam przyjemność poznać zwycięzcę pochodzącego z Kenii. Do dziś mamy kontakt i chętnie podpowiada co robić by dobrze przygotować się do startu. Pomijam fakt, że wymaga on ode mnie zdecydowanie za dużo. Mimo to, rady te dają pewien pogląd na temat jego treningu. Biega dwa razy dziennie. W sumie robi około 30-35 km na dzień. Przez sześć dni w tygodniu, co daje około 180 km tygodniowo. Jak dla mnie – to istne szaleństwo! Cały czas mi powtarzał, że aby wygrać maraton muszę tyle biegać. Tłumaczyłam mu, że bieganie traktuję jako pasję, nie zawód. Nie udało się jednak nam dojść do porozumienia. Być może przepaść jaka istnieje między kulturami nie pozwala pojąć pewnych rzeczy. Dla nich udział w maratonach to ciężka praca dająca perspektywy. Dla nas to odskocznia od codzienności.
Pomijam warunki genetyczne, dzięki którym szybciej się regenerują. Warunki klimatyczne, które są znane z ciężkich, aczkolwiek ułatwiających starty w pozostałych środowiskach klimatycznych. Wysiłek jaki są w stanie wytrzymać jest olbrzymi. Ich samozaparcie jest jeszcze większe – godne podziwu i naśladowania.
Po obejrzeniu „Miasteczka biegaczy” podziwiam ich jeszcze bardziej. Mam nadzieję, że Wam także film przypadnie do gustu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz