Opole zaczyna zbierać coraz
więcej fanów biegania, choć nie są to ilości rekordowe. Większość podchodzi do
tych zawodów, jak do jeża. Mimo, że Maraton Opolski to dopiero raczkująca
impreza, to już wyrobiła sobie opinię jednej z cięższych. Liczne podbiegi,
kostka brukowa, a do tego słońce, które przywitało nas na starcie. Nie było
lekko!
Mieszkam w Opolu od urodzenia i
jako, że kocham biegać, udział w naszym półmaratonie traktuję jako święty
obowiązek. Choć trasa wymagająca, to staram się nie zrażać. Wręcz przeciwnie –
ambicje pchają do przodu i poprzeczka się podnosi. W tym roku moim celem było
poprawienie czasu z poprzedniej edycji. Ale już na dzień dobry czułam, że
będzie ciężko. Nie tylko przez trudną trasę. Na jakość biegu mają wpływ także
czynniki zewnętrzne, których nie jesteśmy w stanie wyeliminować. Ale to, jak
sobie z nimi poradzimy – zależy tylko od nas! Plan był taki: Jeśli nie będzie
życiówki, niech będzie chociaż opalenizna ;) Biegająca kobieta pozostaje wciąż
kobietą. Dbać o siebie musi. A co! :) Otuchy na starcie dodawała mi Gosia - redaktorka Treningu Biegacza, która również ze mną biegła.
Ciężkie dla kobiety dni w
połączeniu z upałem nie wróżyły nic dobrego. O ile na upał mogłam się
przygotować poprzez całotygodniowe nawadnianie organizmu, to natury już nie
udało się oszukać. Miałam świadomość, że mój cel stawał się mało realny, ale
wystartowałam z założeniem, że jakoś to będzie. No i było. Całkiem
sympatycznie! Playlista w mp3 ułożona idealnie. Zaczęłam spokojnie w pozytywnym
nastroju i pomalutku się rozkręcałam. Po 5 km złapałam cug i już tak leciałam.
Dla półmaratończyków do pokonania były 2 pętle. Pierwsza przebiegała bardzo
spokojnie i wręcz rozpoznawczo. Choć łąki i polany na obrzeżach miasta kusiły,
by wyłożyć się na słońce, trzeba było biec dalej. Lekki wiaterek łagodził upał,
a Odra chłodziła swoją bryzą. Organizatorzy też nas ratowali, jak mogli. Punkty
odżywcze były idealnie rozstawione co 3,5 km. Kurtyny wodne pięknie orzeźwiały,
dzięki czemu naprawdę dało się znieść panującą temperaturę. Przy drugim
okrążeniu było już gorzej. Zaczęły łapać kolki i skarpetka obtarła stopę.
Utrudniało to bieg, ale nie na tyle, by się poddać. Zresztą byłam świadkiem, że
inni mają gorsze warunki do biegania, a mimo to świetnie dawali radę! Długi
odcinek trasy biegłam na równi z panem, który cierpi na zespół Tourette’a.
Nawet miał koszulkę z napisem na plecach „Biegnę z Tourettem”. Początkowo nie
wiedziałam co się dzieję. Zaczyna mnie doganiać pan, który rzuca się na krzaki,
znaki i inne przeszkody wykrzykując przy tym pod nosem obraźliwe epitety.
Szczerze zaczęłam obawiać się, żeby nie zrobił sobie krzywdy. Przelatywał
twarzą przez gałęzie, które mogły go ranić. Wleciał w znak co powoduje kolejne
obrażenia. Do tego niekontrolowane tiki wymuszające dodatkowe ruchy rąk i nóg,
co z pewnością odbiera energię. Raz biegł, jak szalony, a za chwilę już
spokojnie i normalnie, jak każdy. Niesamowite! Ile trzeba mieć zaparcia, by
mimo tak uciążliwej choroby pokonać taki dystans! I patrząc na tego pana, jak
walczy na trasie, miałabym się poddać przez kolkę i obcierającą skarpetkę?!
NIGDY! Biec trzeba dalej.
Na 16 kilometrze otuchy dodała mi
moja drużyna Intersportu. W tym samym czasie odbywał się planowany trening.
Grupa postanowiła dołączyć do mnie i towarzyszyć mi na trasie. To było bardzo
miłe! Dali mi tyle energii i radości, że przestałam myśleć o wszelkich
niedogodnościach. Im bliżej mety tym więcej kibiców. Znajomych twarzy, na widok
których turbo dopalacze same się włączają.
I chociaż pod koniec brakowało
już paliwa, dobiegłam na oparach do mety. Na ostatniej prostej czekała na mnie Gosia.
Na jej widok okazało się, że jeszcze mam siłę! Tak – przyjazna buzia daje kopa
większego niż kawa! Ten ostatni odcinek pobiegłyśmy razem, aż do mety. Udało
się! Urwałam 3 minuty z poprzedniego czasu! Cel osiągnięty. Opalenizna też
jest, a raczej spalenizna. W każdym bądź razie dwie pieczenie na jednym ogniu
zaliczone. I to dosłownie na ogniu, bo palnik był straszny. Duma i motywacja na
kolejny start – jeszcze większa! Uśmiech nie schodzi z twarzy :)
No i jest się czym chwalić! Jeden
z uczestników naszych treningów (Intersport) towarzysząc mi z resztą grupy, nieoficjalnie
zaliczył pierwszy w życiu półmaraton! Wielkie gratulacje i trzymam kciuki za
kolejne sukcesy!
Gosia - redaktor prowadząca Trening Biegacza zajęła 4 miejsce w klasyfikacji kobiet, a 2 w swojej kategorii wiekowej - GRATULACJE!
Oficjalnie do mety dotarło 286
półmaratończyków i 158 maratończyków. Oprócz tego 61 zawodników z Biegu
Festiwalowego, 17 Sztafet Firmowych (68 zawodników). Były to biegi dodatkowe
startujące tuż po biegu głównym. Do przebycia mieli w sumie trasę 10 km.
Najmłodszy zawodnik zawodów miał
10 lat (Bieg Festiwalowy), a najstarszy 67 lat (Półmaraton). Bo biegać każdy
może, niezależnie od wieku, płci i stanu zdrowia! Wszystkim należą się ogromne
brawa!
A przede wszystkim chciałam podziękować
za piękny doping znajomych na mecie! Nie macie pojęcia ile to mi dało mocy!
Jesteście świetni :)
Opolski bieg wygrał Kenijczyk :) to mnie nie zdziwiło, tylko skąd się u nas wziął? :D
OdpowiedzUsuńGratulacje! Gratulacje! Gratulacje!
dziękuję :) Kenijczycy co roku zgarniają podium i zaliczają wszelkie maratony, gdzie się da :)
OdpowiedzUsuń