Ograniczenia są tylko w głowie. W rzeczywistości - nie ma
rzeczy niemożliwych. Podobno! Bo, mimo że po porannym crossficie umarłam i
padłam spać, to jednak jakoś go przetrwałam :) nigdy w życiu nie podciągnęłam
się na drążku...i prosiłam, marudziłam...że ja zrobię więcej brzuchów zamiast
podciągania... ale Trener jest nieugięty. Już się podciągałam to dalej
marudziłam, że nie dam rady, mimo że dawałam i już kilka podciągnięć było za
mną :) nie było litości dla mojego marudzenia i dzięki temu okazało się, że jednak
potrafię z pomocą, ale jednak :) co
prawda nie umiem teraz podnieść wyżej ręki, żeby się chociażby podrapać po
głowie lub zwyczajnie zapalić światło (na szczęście jest jeszcze jasno :P) ale
szczerze...? Uwielbiam to! bo jak mam
nie uwielbiać, jak brat od małego katował mnie bajkami typu Żółwie Ninja,
Dragon Ball, Kapitan Tsubasa czy Yattaman! chcąc nie chcąc oglądałam z nim i
wkręcałam się w te klimaty :D To były hity!
No i zostało w głowie coś z tych bajek ;)
No ale schodząc na ziemię...do żywych (jeszcze nie zostałam
żoną Hadesa, choć na crossie miałam obawy, że to już tuż-tuż) - czas na drugi
trening! 6km luzem + 2 km w tempie 5:15/km
Jeśli zalegnę w rowie, to potraktuję to, jako grę wstępną
przed katorżnikiem choć po dzisiejszym
crossie stwierdzam, że katorżnik to będzie pikuś ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz