Odkryłam dziś źródło mojego uzależnienia! A raczej winowajczynię, która pozostawiła mnie na pastwę losu :D niby biegałam od zawsze, ale raczej były to zrywy na spontanie. Dziś podczas pogawędki z moją przyjaciółką, którą kocham jak siostrę(zawsze marzyłam, żeby mieć siostrę, ale pozostał tylko brat :P) i co nam wyszło z rozmowy? Otóż moje bieganie zostało zainspirowane jedynym w swoim rodzaju "biegiem" Darii. Pewnego BARDZO mroźnego wieczoru wracałyśmy autobusem z kursu tańca latino. Byłyśmy tak głodne, że w drodze postanowiłyśmy zamówić pizzę, sądząc, że nim dostawca przyjedzie, my już będziemy w domu...jakie było nasze zdziwienie, gdy dostawca zadzwonił już po 15 minutach, że czeka pod blokiem! A my miałyśmy jeszcze ze 2-3 przystanki do zaliczenia :D Mróz...-20 stopni i kupa śniegu nie zachęcały dostawcy do czekania na nas z pizzą... Ale urok Darii podziałał nawet przez telefon :D Wysiadając z autobusu podzieliłyśmy się zadaniami: ja poszłam do sklepu po coś do picia, a Daria biegła do dostawcy... ale jak biegła! Przypominam bo to dość istotne: mnóstwo śniegu, ogromny mróz... obuwie - wysokie szpile! I Daria biegnie w tych szpilach niczym pędząca gazela! A ja stoje jak słup soli i podpatruję technike biegu :D Do dziś nie wiem, jak to zrobiła, że ani razu nie wywinęła orła :D nie wiedziałam, że można tak przebierać nogami, w takim obuwiu i w takich warunkach pogodowych i z taką prędkością :D Po jakimś czasie moja Daria wyemigrowała, a ja zostałam sama wciąż rozmyślając... "jak ona to zrobiła!?" no i zaczęłam biegać, trochę z tęsknoty, a trochę z zazdrości :P tak więc pamiętny wieczór stał się jednym z wielu powodów, dla których teraz biegam :D co prawda nie w szpilkach i nie z taką gracją jak Daria-gazela, ale jednak :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz