wtorek, 21 stycznia 2014

Dno basenu zwiedzone... ;)

Ciekawe... skąd ja wiedziałam, że moja euforia z poprzedniego treningu na basenie, zostanie dziś zgaszona? Gorzej! Została brutalnie zatopiona i pozostawiona na dnie basenu...

No cóż... nikt nie mówił, że będzie lekko!

Trener zachwycony moimi postępami dorzucił kolejne manewry. Koniec z pływaniem na plecach, gdzie ręce sobie leżą wygodnie wzdłuż tułowia. Dokładamy ręcę i lecimy z koksem! Oczywiście było błaganie o litość, że po co te ręce, przecież mogę płynąć bez :P Ale ten człowiek, zwany trenerem, nie zna słowa litość... ;) 
Opiłam się dziś wody tyle, że chyba wyczerpałam tygodniowy limit uzupełniania płynów :P Męczyłam się strasznie, leciałam na dno, podtapiałam się... w pewnym momencie nawet dość srogo runęłam w dół:


Trener: (po wyłowieniu mnie) przeleciało Ci już życie przed oczami?

Ja: (kaszląc i dławiąc się) jeszcze nie...
Trener: eee... to słabiutko... mogłem Cię jeszcze tam trochę zostawić :D
Ja: chciałam już krzyczeć, że nie będę więcej pływać!!! Ale zebrałam się w sobie i krótko oznajmiłam: Twoje niedoczekanie...
Trener: Płyniemy dalej! 

Byłam wściekła! Nie na trenera, tylko na wodę! Bo jest bezwzględna i w ogóle nie chce ze mną współpracować! 
Lekko naburmuszona popłynęłam dalej. Wiedząc już co zrobiłam źle, mogłam wyciągnąć wnioski i kolejna długość basenu była już lepsza... Później było pływanie pod wodą i obroty. Zdecydowanie przyjemniejsze. 

Na koniec... deser! Skoki do wody... x 10! Tym razem sama, bez trzymania trenera za rączkę :P Pierwszy był najgorszy... reszta jakoś już sama się wykonała. Chyba z 5 razy zaliczyłam dechę :/ oj bolało! Przy kolejnym skoku na brzuch, zakumałam, że to chyba tak nie powinno być :P Trener umierał ze śmiechu, a ja z bólu. Przynajmniej dostarczałam mu jakiejś rozrywki ;) 

Trener twierdzi, że było dobrze, ale ja wiem swoje... jak zwykle :P w moim odczuciu dobrze nie było. Wiem, jak się męczyłam z oddechem i... wciąż jestem lekko obrażona na wodę :P 

Zdecydowanie wolę przebiec kilkadziesiąt kilometrów niż pływać!

Na osłodę wielka szklana soku ze świeżych pomarańczy ;) a co! Należy się :)

5 komentarzy:

  1. Jeszcze pokochasz pływanie, ja Ci to mówię :) Bądź dzielna i próbuj :) A z tego co czytam to idzie Ci pięknie! :) Trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki :) nie poddam się, to mogę obiecać. Ale lekko nie jest! Na szczęście mam dużo motywacji i to mnie trzyma przy postanowieniu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Babeczko ja chylę czoła :) my z woda też się nie lubimy (za wyjątkiem pluskania na plaży :P ) Widać, ze lekko nie było, ale akurat Ty dasz radę! Następnym razem na pewno będzie lepiej. Masz anielska cierpliwość ^_^ Jak bym rzuciła kilka bluzgów w stronę trenerosa ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha, to Cie powiem, że już pływasz lepiej ode mnie :P Bo ja ani obrotów, ani skoków. No nic z tych rzeczy!

    Ale że się nie zraziłaś po tych podtopieniach, że nie uciekłaś - szacun! Będzie triathlon jak na lala :D

    OdpowiedzUsuń
  5. hehe zobaczymy jutro... już mi się basen po nocach śni :D

    OdpowiedzUsuń