To, że wysiłek fizyczny
potrafi rozładować stres – wiemy. Ale jak rozładować stres podczas wysiłku?
Nawet najmniejsze niepowodzenie może wywołać w nas uczucie zdenerwowania. A
wtedy wszystko leci na łeb, na szyję... Masz za sobą długi okres ciężkich przygotowań.
Chcesz wypaść jak najlepiej, gdy nagle przed startem dopada Cię choroba.
Odpuszczasz? Zależy od samopoczucia. Adrenalina potrafi zdziałać cuda :) Na trzy
tygodnie przed swoim pierwszym maratonem dopadło mnie przeziębienie. Szybko
zaczęłam brać tabletki i wydawało mi się, że opanowałam sytuację. Na tydzień
przed startem – angina! I nerw sięgający zenitu! Skończyło się antybiotykiem,
ale biegu nie odpuściłam! Na szczęście nie czułam na trasie osłabienia... po
trasie zaś odczułam je z nawiązką. Emocje opadły, adrenalina już nie trzymała
na wysokich obrotach. Czułam się jak wypruty flak! Pomijam sam dystans, po
którym miałam prawo być zmęczona. Okazuje się, że moje być albo nie być
zależało od nastawienia psychicznego. Wszystkim rządzi głowa. Bez wyjątku! Jak
sobie wmówisz, że nie dasz rady, to tak właśnie będzie! Dlatego pierwsza i
najważniejsza zasada podczas jakichkolwiek niepowodzeń to: MYŚL POZYTYWNIE!!!
Trzeba wyprzeć z siebie złe emocje... Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli.
Czasem złapie kolka, but obetrze stopę lub co gorsza, zacznie doskwierać jakiś
ból. I co wtedy zrobić? Początkowo sama nie wiedziałam co robić. I okazało się,
że wybierałam najbardziej zgubną drogę. Zaczynałam zastanawiać się, co boli
bardziej... Czy kolano, czy kręgosłup od nierównego terenu, czy płuca, które
chciałam wypluć, czy może żołądek, który również chciałam oddać... Z każdą
chwilą czułam się coraz gorzej. Pojawiła się myśl, żeby zejść z trasy. W duchu
wyklinałam się od najgorszych i chciało mi się wyć... Typowa ściana
biegacza...nie umiałam już dalej walczyć! W tym samym momencie do wewnętrznego
dialogu włączył się drugi głos, który mówił „Ty i rezygnacja? Nie ma mowy!
Zobacz jak daleko zaszłaś!!!” Zaczęłam powtarzać sobie w głowie „Dam radę”, jak
mantrę. Tylko 2 słowa – krzyczałam je do siebie, aż w nie uwierzyłam i biegłam
dalej. Po kilku kilometrach zorientowałam się, że nic mnie już nie boli. Ból
został wyparty, a na twarzy znów pojawił się uśmiech ;) Zadowolona dobiegłam
do mety... zwyciężyłam! Z własnymi słabościami i emocjami – najcięższymi
przeciwnikami.
Jaki z tego wniosek? Nie
wolno pogłębiać negatywnych myśli. One ściągają na siebie kolejne i zapędzają w
kozi róg. Rodzi to ogromny stres. Poczucie, że nie osiągnęło się zamierzonego
celu budzi rozgoryczenie i zrezygnowanie.
Wszystko
siedzi w naszej głowie!
I
tylko od nas zależy, po której stronie się znajdziemy.
I tak trzymaj Malutka :)
OdpowiedzUsuń