Zabiegana Ania na Górze św. Anny :)
2 lata temu wzięłam udział w cross'ie (15km), gdzie teren choć był piękny, to jednak bardzo zdradliwy... tam dorobiłam się kontuzji kolana, którą długo leczyłam. Teraz, kiedy kontuzje są wyleczone, forma podniesiona, wiedza treningowa wzbogacona... mogę ponownie zmierzyć się z tym terenem :) nie odpuszczę! "Anka" będzie zaliczona :D
Co prawda trasa została zmieniona...ale podobno jest równie urokliwa i trudna co poprzednia ;)
Mój tamtejszy staż biegowy to 3 miesiące...w związku z czym był to dla mnie bardzo trudny bieg. Wspominając moje 2 maratony, podczas których nie miałam ani razu typowej "ściany" - na crossie "ściana" była. I to taka solidna...niemalże stalowa! W efekcie walkę wygrałam, a kubek z tego biegu do dziś jest moim ulubionym :) Bo przypomina mi wszystkie emocje z nim związane.
Ból, zwątpienie, frustracja... chciałam zejść z trasy! Wytrwałam do końca i satysfakcja na mecie była ogromna :) radość jeszcze większa :)
Mam nadzieję, że i tym razem będzie radość na mecie :) traktuje ten bieg, jak rewanż :) taki mały, osobisty pojedynek z własną psychiką :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz