To nie jest mój dzień... ewidentnie!
Już od rana była walka... nogi niby chciały biec, już tupały w miejscu, a oczy wciąż zamknięte. Im mocniej nogi chciały, tym powieki mocniej się zaciskały...
Z doświadczenia już wiedziałam, by nie wychodzić z domu bez soczewek zwłaszcza, kiedy oczy dalej śpią...
Oczy założone, buty założone - można ruszać
Szzzuuuraniem nawet bym tego nie nazwała... jakoś tak ciężko i bez energii. A przecież na pusty żołądek nie ruszyłam. Zwolniłam i to dość znacznie, bo zrobiło się słabo... hmm szybka ocena sytuacji: przed biegiem posiłek wciągnęłam, wyspać się nawet wyspałam, ubiór lekki - nie przegrzewałam się, ale coś jest nie tak... nie jestem przemęczona czy przetrenowana... zwalam więc winę na brak słońca i szuram nogami dalej
W połowie drogi rozładowała się mp3 - szlag! Wszystko idzie nie tak, jak powinno!
Pomimo tych maleńkich przeszkód - JAKOŚ przetrwałam
Liczę, że jutro będzie lepiej. Nie ma co narzekać Od drugiego trenera (Leszka) nauczyłam się, że nawet najgorszy trening zawsze wnosi coś dobrego w kolejny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz