Na temat kompresji powstają
niezliczone legendy. Zdania są podzielone. Jedni sobie chwalą, inni
niekoniecznie. Słyszałam, że to tylko efekt placebo, albo że faktycznie działa,
ale kompresja znika po kilku praniach… Sama byłam ciekawa, jak to działa, czy w
ogóle działa, a jeśli tak – to w jakim stopniu.
Po zeszłorocznym maratonie moje
łydki w trakcie biegu były tak spięte i opuchnięte, że miałam wrażenie, że za
chwilę wybuchną i będzie po mnie… Był to mój debiut na królewskim dystansie, a
wiedza na temat kompresji była mi tak znana, jak wszelkie nowinki
technologiczne. Jednym słowem – czarna magia! Zmysł obserwatora i pilnego
ucznia pozwolił mi zauważyć, że część maratończyków ma na sobie jakieś dziwne
podkolanówki. Po powrocie do domu postanowiłam pobuszować w sieci i znaleźć
informacje na temat dziwnych skarpet, które swoją obcisłością powodowały u mnie
wytrzeszcz oczu ;)
Otóż te dziwne podkolanówki, bądź
getry (w takiej wersji też są dostępne na rynku) to właśnie kompresja.
Czym jest kompresja?
To technologia ułatwiająca pracę
mięśni i ich regenerację. Żyły oraz tętnica przy wzmożonym wysiłku są
odpowiednio uciskane, by krew mogła swobodnie krążyć i dostarczać tlen do
mięśni. Jednocześnie zapobiega zakwaszaniu mięśni, stąd warto zakładać je także
po wysiłku.
Postanowiłam wypróbować na sobie
to cudo. Firma Nessi oferuje model podkolanówek termoaktywnych z Jonami Ag+
Prolen Siltex. W planach był Maraton Warszawski – idealna okazja do testów.
Ale! Najważniejsza zasada: nie zakładaj na maraton rzeczy, których wcześniej
nie przetestowałeś. Czasami nawet najlepsze marki mogą sprawić zawód i okaże
się, że sprzęt się nie sprawdzi. Przy tak dużym kilometrażu, jakim jest
maraton, nie możemy sobie pozwolić na takie eksperymenty. Zgodnie z tą zasadą
testy rozpoczęłam zdecydowanie wcześniej.
Początkowo podchodziłam do nich,
jak do jeża. Leżały na półce, a ja oswajałam się z nimi wzrokowo. Miałam
zwyczajnie mieszane uczucia wobec nich. Pierwsza przymiarka, z czystej
ciekawości – pojawiają się obawy związane z rozmiarem. Najmniejszy dostępny
rozmiar to 37-41. Moja stopa zaś mieści się raczej w przedziale 36-37. W
związku z tym bałam się, że będą zwyczajnie za duże. Zakładam, naciągam,
układam, wstaję, macam… patrzę na siebie w lustro… i co? Odbicie pyta się „co, łyso
ci?” Ha! Było… a mama uczyła, by nie oceniać po wyglądzie ;) Podeszwa skarpety
faktycznie nie była dopasowana idealnie. Co to znaczy? Układała się na stopie
swobodnie. Dodatkowo podeszwa stopy jest ewidentnie wzmocniona, przez co jest
grubsza. To obudziło kolejne obawy. Czy w trakcie biegu nie dorobię się obtarć
i pęcherzy skoro stopa jest „luźna”? Górna część stopy jest jednak na tyle
ciasna, że nie pozwala na przemieszczanie się materiału. Część oplatająca łydkę
również trzyma się jednego miejsca. Jest jak druga skóra. Tak, jak zostanie
ułożona na nodze, tak się trzyma i ani nie drgnie.
Wszystko dzięki odpowiednim
włóknom zastosowanym w produkcji. Skład skarpet to: Poliamid 80%, Elastan 12%, Prolen®Siltex 8%.
Jest to specjalnie zaprojektowana
skarpeta kompresyjna o strukturze spiralnej, czyli, zwiększony ucisk idzie od
stopy w górę łydki. Podzielona jest na 2 strefy. Pierwsza strefa na łydce z
unikalnym systemem szycia zapewnia lepszą oddychalność łydki. Przednia część
specjalnie uciskająca ma za zadanie zwiększać przepływ krwi.
Są termoaktywne, dzięki czemu w
doskonały sposób odprowadzają na całej długości nadmiar potu, powodując przy
tym optymalną temperaturę do pracy mięśni.
Przędza Prolen Siltex z jonizacją
srebra zastosowane w stopie chronią przed rozwojem bakterii grzybiczych.
Stopa jest dodatkowo wzmocniona.
Grubsza część stopy, która budziła moje obawy ma za zadanie chronić okolice
Achillesa narażoną w trakcie wysiłku na urazy.
Oprócz tego stopa jest
odpowiednio wyprofilowana – tłumi drgania powstające podczas aktywności i
zapobiega efektowi spięcia stopy.
Wszystko wskazuje na to, że
profesjonalizm i jakość wykonania są na najwyższym poziomie. Po dłuższych
obserwacjach odłożyłam je jednak na półkę. Pozwoliłam im cierpliwie poczekać na
swój czas. Okazało się, że przyszedł on szybciej, niż się sama spodziewałam.
Otóż intensywne przygotowania do maratonu wywołały spore napięcie w łydkach.
Trzeba było je ratować! Jak? Założyłam skarpety kompresyjne. Nie byłam pewna,
jak zadziałają w praktyce. I czy w ogóle zadziałają. Zaszkodzić na pewno by nie
zaszkodziły, więc spróbować warto. Ułożyłam je na łydkach i nie powiem, żeby
ból i napięcie minęło. Zresztą nie o to w tym chodzi. Różnica była jednak
wyczuwalna. Miałam wrażenie, że moje łydki są podtrzymywane odpowiednio, zwarte
i gotowe do pracy. Wyszłam na trening i faktycznie ból był mniejszy. Co więcej…
mimo ucisku, nie czułam skarpet na nodze. Nic mnie nie uwierało, ani nie
obcierało. Stopa również zaskoczyła mnie na plus. Nie odczułam żadnego
dyskomfortu w związku z luźniejszym ułożeniem podeszwy. Wręcz powiedziałabym,
że uzyskałam w ten sposób większy komfort. Wzmocnienia dodatkowo amortyzują i
chronią przed urazami.
Wszystko brzmi pięknie i
bajecznie… i pewnie zastanawiacie się, ile takie cudo kosztuje :) Tu też was
zaskoczę! Firma Nessi, którą mam okazję testować nie wymyśla cen z księżyca.
Mimo, że marka naprawdę pnie się w górę, ceny pozostają przyjazne dla naszych
portfeli.
99 zł za tego typu skarpety, to
nie jest wysoka cena. Osobiście jestem naprawdę zadowolona z produktu i
szczerze… te skarpety uratowały mi tyłek! A dokładniej łydy, które napięte, jak
struna postanowiły zmierzyć się z dystansem 42 km 195 m. Masaże oczywiście też
mnie ratowały, jednak skarpety dodatkowo podtrzymywały komfort, dzięki czemu
zasłużyły na moje zaufanie. Nabiegałam w nich tyle kilometrów, że pozwoliłam
sobie zabrać je na maraton. Miały okazję pozwiedzać stolicę w trakcie biegu.
Podobało im się, ale mam wrażenie, że nie zmęczyły się… w przeciwieństwie do
mnie. Nawet po takim wysiłku skarpety pozostały suche. Nie mogę więc
powiedzieć, że dałam im wycisk nie zostawiając na nich, ani jednej suchej
nitki… ale to zdecydowanie na plus ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz