XI Bieg Opolski im. Rodła. Organizowany
jest zawsze w pierwszą sobotę lipca. Bez względu na pogodę. Choć lipiec to czas
wysokich temperatur, w tym roku organizatorzy zapewnili znakomite warunki do
biegania. Upału nie było, słońca też jakby troszkę brakowało, ale to było
akurat na plus. Trzeba przyznać, że jest
to impreza ciesząca się coraz większą popularnością. Może nie aż tak ogromną,
jak maratony, ale frekwencja z roku na rok rośnie. W związku z tym tegoroczne zapisy zostały
szybciej zamknięte. Organizatorzy widząc jednak entuzjazm biegaczy postanowili
zrobić małą niespodziankę. Zwiększyli ilość uczestników i dzięki temu na
starcie miało pojawić się 500 osób. Miało, bo wiadomo, że liczba ta zawsze
ulega zmianie przed samym startem. W efekcie na linii startu stanęły 484 osoby,
w tym 113 kobiet (23% !) To piękny
wynik. Biegających kobiet jest coraz więcej, co bardzo cieszy.
Tradycją imprezy są biegi
dziecięce odbywające się przed biegiem głównym. W tym roku wystartowało aż 200
małych i zdolnych biegaczy. Buzia się
cieszy na samą myśl, że tyle maluchów chce biegać i czerpie z tego nieopisaną
radość. Jest nadzieja, że jak zaczną rozwijać pasję już od najmłodszych lat, to
będziemy mieli w przyszłości niezłe grono zawodników.
Oprócz niespodzianki w postaci
zwiększenia limitu uczestników, organizatorzy zapewnili jeszcze jedną atrakcję.
Otóż trasa, którą biegli zawodnicy została zmieniona. Opole jest małe. Wyspa
Bolko, jako chyba największy park w tym mieście, jest najpopularniejszym
miejscem do biegania. W związku z tym dość znanym i oklepanym przez miejscowych
biegaczy. Zmiana trasy biegu była więc lekkim wybawieniem. Choć uliczki wciąż
te same, to jednak bieg był inny. Praktycznie większość trasy przebiegała przez
park, a tylko jeden odcinek prowadził w okolicach wałów nad Odrą. Dla bardziej
ciekawskich trasa była sfilmowana i udostępniona na stronie organizatora. Każdy
mógł zapoznać się z dystansem i przetestować wcześniej trasę.
Start biegu głównego zaplanowany
był na godzinę 11. Do biura zawodów należało udać się odpowiednio wcześniej, by
odebrać numer startowy i chip. Jadąc na bieg, poza tabliczkami kierującymi na
parking biegu opolskiego, nie zauważyłam żadnych reklam. Miasto żyło swoim
rytmem. Jak w każdą sobotę. Nic nie zapowiadało imprezy, aż do wejścia na
Wyspę. A dokładniej do naszego „zielonego mostku”. Przekraczając jego progi,
miałam wrażenie, jakbym weszła w inny świat. Świat biegaczy. Pełny radości,
endorfin, adrenaliny, a przede wszystkim pozytywnej energii. Niektórzy już się
rozgrzewali, a część leniwie jeszcze się przeciągała i dobudzała. Tu na pomoc
przyjechali wybawcy rozdający kawę. I to nie byle jaką, bo Idee Kaffee – kawa typowa
dla sportowców. Nie obciążą żołądka i zawiera większą ilość białka, niż ta
tradycyjna.
Oprócz tego pojawiły się
stanowiska z odżywkami oraz punkty oferujące relaks i rozluźnienie. Jednym
słowem Wyspa Bolko zamieniła się w Wyspę biegaczy. Naprawdę miło było
popatrzeć, jak wszyscy razem świetnie się bawią. Jak jedna wielka rodzina.
Im bliżej do startu, tym emocje
były większe. Instruktorka jednego z fitness klubów, będącego sponsorem biegu,
przeprowadziła rozgrzewkę dla wszystkich biegaczy. Po takim wstępie uczestnicy
ustawili się na linii startu i rozpoczęli odliczanie. 3..2…1… Start! Z
uśmiechami na twarzy wszyscy ruszyli przed siebie. Choć część osób miała obawy
czy nie pogubi się na trasie (filmik dostępny na stronie organizatora z
wyznaczoną trasą nie był w 100% precyzyjny), to jednak przekonali się, że obawy
były niepotrzebne. Trasa była bardzo dobrze oznaczona. Każdy kilometr wyraźnie opisany.
Jedynie mylący był moment na 4 kilometrze. Zazwyczaj punkt sczytywania czasów
znajduje się dokładnie w połowie trasy.
Z racji tego, że wyznaczone pętle nie były równe, punkt ten będący jednocześnie
metą, znajdował się o 1 km wcześniej. Tak więc wbiegłam na ten punkt,
zobaczyłam czas na zegarze i zdziwiłam się, że biegnę na taki czas.
Zdecydowanie za dobry, jak na mnie. Nie żebym w siebie nie wierzyła. Zwyczajnie
znam swój organizm i tempo. Dodatkowo mimo że pogoda, choć wydawała się być
idealna, spłatała niemałe figle. Otóż ta piękna parkowa przyroda, którą
podziwialiśmy w trakcie biegu, zasłoniła dopływ powietrza. W efekcie zrobiło
się duszno i nie było czym oddychać. Nie wpłynęło to pozytywnie na wyniki
zawodników. Poza tą jedną niedogodnością chyba nie było nic więcej, na co można
by ponarzekać. Szczególnie, że biegacze z natury są raczej bezproblemowi. A
jeśli chodzi o sprawy, na które nie ma nikt wpływu – luzujemy na całego. Nie
przejmujemy się przeciwnościami i biegniemy dalej. Po drodze zaliczamy punkty z
wodą i kurtyny wodne zorganizowane przez straż pożarną. Te odcinki zdecydowanie
były rajem. Część osób celowo zwalniała przy kurtynach, by nacieszyć się chłodem.
Orzeźwieni ruszali dalej, by za chwilę rozpędzić się i efektywnie wbiec na
metę. A tam? Na każdego czekał zasłużony medal. Dodatkowo każda z pań na mecie
otrzymała różę, co było pięknym gestem. Z mety przesuwaliśmy się w głąb tłumu,
by dalej otrzymać resztę pakietu. Izotonik, woda, bułka i ciekawy upominek od
organizatorów: wielofunkcyjny komin z logiem stowarzyszenia „Bieg Opolski”.
Przyda się zimą :)
Po biegu przyszedł czas na
koronację zwycięzców i losowanie nagród wśród uczestników biegu. Wszystko w
pięknej atmosferze, która zdecydowanie była na najwyższym poziomie. Czekamy na
kolejne edycje biegu, kolejne emocje i oczywiście kolejne osiągnięcia zarówno
biegaczy, jak i organizatorów, którym także należy się medal!
Bałabym się pobiec...pewnie skończyłabym gdzieś w połowie :D
OdpowiedzUsuń