czwartek, 28 listopada 2013

Górka śmierci :)

Patrząc na plan od trenera śmiem twierdzić, że skończyło się truchtanie, a zaczęło konkretne trenowanie  

Luźne 7km + podbiegi na 90% możliwości... było piekło! Uda się paliły i nawet mroźne powietrze nie nadążało ich chłodzić  a im wyżej wbiegałam tym mocniej czułam, jak żołądek przemielony podchodził do gardła 

W takim ładnym stylu przywitałam się dziś z Górką Śmierci słynna opolska góreczka, z której wróciłam sponiewierana i zajechana... uwielbiam to zmęczenie 

Oczy już mi się same zamykają 

Przygotowania na sezon wiosenny uważam za rozpoczęty  Cel jest konkretny - Rotterdam Marathon poniżej 4h 

Przede mną duuuuuuuużo pracy!  Ale bez pracy nie ma efektów 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz