niedziela, 24 listopada 2013

Rywalizacja na trasie

Dziś leniwa niedziela :) 

Po wczorajszym starcie odpoczynek się należy, jak psu buda! :) Ale... męczy mnie ciągle sytuacja z wczorajszego biegu...

Otóż, w pewnym momencie, gdzieś mniej więcej na 8 km trasy zaczęłam doganiać pewnego pana (na oko miał może z 50-60 lat). Generalnie obrałam taktykę z maratonu i wystartowałam na końcu, by na przestrzeni całego dystansu spokojnie i jednostajnie wyprzedzać resztę zawodników. Tak też było. Pomału i sukcesywnie mijałam każdego nie męcząc się przy tym  jakoś specjalnie. Wczorajszy bieg był na dużym luzie. Oprócz jednego momentu. No właśnie...




Doganiam pana. W momencie, gdy zauważył, że chcę go wyprzedzić, strasznie się spiął i przyspieszył nie pozwalając mi na wyprzedzanie. OK, jest rywalizacja. Różnica jednak była taka, że ja miałam oddech spokojny i miarowy. On sapał, jak parowóz i bałam się, że coś mu się stanie... Spokojnie sobie przyspieszałam z sekundy na sekundę, ale on nie dawał za wygraną. Mało tego siedział mi na plecach tak mocno, że mało mnie szlag nie trafił! Czułam się, jak na rajdzie samochodowym, kiedy to auta zderzają się o siebie w celu wyrzucenia przeciwnika z trasy! Był tak blisko, że mogłam mu dać z łokcia... ale to byłoby niesportowe zachowanie :/ Chociaż jego wcale nie było lepsze...mama jednak uczyła szacunku do starszych, więc łokcie trzymałam przy sobie. Odbiegłam kawałek od niego, na pobocze, a on znów mi biegnie na plecach! Przed nami ostry zakręt... to sobie myślę, że tu go zgubię... ale niestety! On uknuł to inaczej... wszedł mi w zakręt tarasując trasę, co nie ukrywam dość mocno mnie zdenerwowało... :/ przyspieszyłam już konkretniej, by go zgubić, ale ten nie odpuszczał. Mało się nie zapluł przy tym, bo przecież, jak facet mógłby dać się wyprzedzić kobiecie... pomijam, że cały czas mi smarkał pod nogi, z czego połowa glutów zostawała mu na wąsach i tak z tym biegł... fuuuuuuujjjjjjjj... :/ Kiedy on się zamęcza dorównując mi za wszelką cenę tempem, ja poirytowana jego zachowaniem obmyślam plan. Facet ma cały asfalt dla siebie. Niech sobie biegnie, niech rywalizuje, ale niech nie siedzi mi tak na plecach!!! Zwolniłam i przebiegłam na drugi koniec jezdni. Miałam nadzieję, że on zostanie na swoim miejscu. Ale nie... szybko zmienił pozycję i znów znalazł się przy mnie... :/ Naprawdę musiałam się hamować, żeby mu nie wykrzyczeć czegoś w nerwach. W życiu nikt mnie tak nie zdenerwował na zawodach... Ewidentnie grał mi na nerwach! Dziad...I wyklinam sobie w głowie i odgrażam się, że ja ci jeszcze pokażę, jak się biega... 

Wzięłam go sposobem... wiedząc, że będzie walczył i nie pozwoli się wyprzedzić :) przyspieszyłam dość mocno. Zasapałam go solidnie, mimo że nie odpuszczał. Jego oddech błagał o litość, a ja podkręcałam tempo :) Kiedy już miał dość, zwolniłam,a po chwili zatrzymałam się. Chyba myślał, że odpadłam... a ja dopiero nabierałam rozpędu :D Kiedy on stracił czujność, ja wystartowałam w konkretnym tempie i plecy, do których tak mocno się przyczepił, mógł już tylko obserwować, jak oddalają się od niego :)

Tak się biega! 

Walka ta toczyła się przez 2-3 km. Kolejne 2 km potrzebowałam, by uspokoić nerwy. 

KOSMOS! Facet nieźle mnie zmęczył psychicznie... :/ Ja jego zajechałam kondycyjnie... Na mecie śmiał się, że dobrze biegam... przynajmniej gluty wytarł z wąsów :/  

8 komentarzy:

  1. Bardzo śmieszna wydaje się ta sytuacja, czytając ją z monitora :) Bez urazy, ale jest zabawna i nawet się trochę przy niej uśmiałem. Jednak gdy wyobraziłem siebie na Twoim miejscu, to również dostałbym chyba szału czując cały czas na swoich plecach oddech rozambicjonowanego szaleńca :P Plus dla Ciebie, że wyszłaś z tej sytuacji z tarczą i pokazałaś mu jak się biega :) Tak trzymaj! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :) Teraz też mi się chce z tego śmiać. Wczoraj jednak nie było mi do śmiechu. Wręcz cisło się na usta wiele niecenzuralnych słów, których jakimś cudem nie wykrzyczałam :P Mam nadzieję, że więcej nie spotkam tego pana na swojej trasie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja Cię rozumiem... :) Jeżdżąc dużo na rowerze zaobserwowałam taką oto sytuację na światłach:stoi pan, też rowerzysta, ja zbliżam się do świateł, nagle zielone, więc ja jadę z rozpędu a pan próbuje nabrać szybkości. Ponieważ zazwyczaj ruszam z całą parą jadę jakiś czas maksymalnie przyspieszając, po czym na chwilę przestaję pedałować i w 99% przypadków ów pan ze świateł prześciga mnie z miną wściekłą jak osa! :) Niesamowite, ale to już chyba reguła, że niektórzy Panowie traktują poczynania lepszych czy szybszych od siebie Kobiet jak plamę na honorze ;) A Pana z gilem chyba bym zamordowała na Twoim miejscu...cały czas pracuję nad cierpliwością, ale przede mną jeszcze dłuuuga droga ;) :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś niesamowita :D
    I podziwiam Cię za cierpliwość. Ja wiem, czasem można niektóre rzeczy potraktować z humorem, ale pan Dziad przegiął pałę po całości. Fuuuuj do potęgi entej!
    Podziwiam taktykę, technikę i przede wszystkim kondycję!
    Rewelacyjne zdjęcie na górze! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Przegiął na maksa... zwłaszcza na mecie, kiedy śmiał się do mnie! Wrrrr... :D

      Usuń
  5. Ja nie mam cierpliwości do takich typów, a więc widzę, ze trenowałaś nie tylko formę fizyczną, ale i psychiczną:)

    OdpowiedzUsuń
  6. i oba treningi wyszły na plus :) uuuufff :D

    OdpowiedzUsuń