Nie przypominam sobie, żebym
podczas spektakularnej gleby w trakcie piątkowego wybiegania, przywaliła głową
w coś… w każdym bądź razie chyba coś się w tej głowie odblokowało! Bo jak
inaczej wytłumaczyć dzisiejszy sukces?
Tydzień temu biegłam 20 km i było
fatalnie… bo i nastawienie było fatalne! A dziś od rana zaczęłam czuć to znane
mi podniecenie na myśl o maratonie. Motyle w brzuchu i adrenalina podziałały i
poniosły mnie na wyżyny moich możliwości! :)
W planach była kolejna
dwudziestka. Podeszłam do niej na luzie… tzw. trening na zaliczenie, modląc się
by jednak nie było tak źle, jak tydzień temu… nie było ;)
Pierwszy moment, kiedy spojrzałam
na licznik:
7 km – 28 minut i pierwsza myśl…
niemożliwe! Coś się popsuło… zdecydowanie… przecież biegnę na pełnym luzie.
Ruszam dalej – zaczęłam jednak „obserwować” moje tempo… no niby było luźne.
Oddech spokojny, nogi sunęły jedna za drugą, a jednak jakoś tak żwawiej niż
zwykle.
10 km – 44 minuty i kolejna myśl:
w życiu nie zrobiłam takiego czasu! Moja oficjalna życiówka na 10 km to 57
minut, a tu taki wynik z kosmosu… biegnę dalej nie zwalniając. Nawet chyba
lekko przyspieszyłam uskrzydlona wynikiem :D
Kolejna myśl: Trenerzy będą ze
mnie dumni! Ich praca przyniosła solidne efekty :) no i to, że jakoś znoszą
moje marudzenie zostaje chyba wynagrodzone w takich momentach :)
Cisnę dalej. Gęba się cieszy,
uszy trzęsą z radości i nieśmiało wciąż przyspieszam ;) A co mi tam! Jest dobrze,
paliwa w baku jest full :D Aż się prosi, by docisnąć gazu :D
15 km – energii dalej jest
mnóstwo, ale łydka się coś zaczyna stawiać… Napięta, jak struna gubi rytm i
ewidentnie zaczyna się buntować… próbuje ją olać. Kto by się przejmował łydką w
obliczu takich prędkości na trasie! No, ale łyda uparta bardziej niż ja…
skutecznie mnie hamowała… zagłuszałam ból muzyką i biegłam dalej. Już trochę
wolniej, ale wciąż równym tempem :)
Wynik końcowy: 19.35 km w czasie
1h37min. Taki malutki sukcesik, a tyle daje radości :D Gdyby nie to, że biegłam
z GPS’em nie uwierzyłabym w ten wynik… znowu bym gadała, że gdzieś zgubiłam
kilometr, albo że zegar się popsuł.. no ale nie chce być inaczej! Licznik
pokazuje i czas uwierzyć w swoje możliwości… Mam nadzieję, że utrzymam taką
prędkość na maratonie… to już za tydzień!!!
Nie mogę się już doczekać :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz