czwartek, 5 września 2013

Osiedlowe porachunki ;)

Jakieś 3 lata temu, w sumie to nawet dokładnie o tej porze! Prawie :P bo dziś mamy 5 września, a zdarzenie, o którym chcę napisać miało miejsce 3 września :P (cóż za wyczucie czasu :P)
W każdym bądź razie nie zanudzając Was szczegółami…tamtego pięknego, słonecznego dnia, będąc na spacerze z moim pieskiem zostałam zaatakowana przez innego psa. Dokładniej to mój pies został zaatakowany, a ja stając w jego obronie nieźle oberwałam… Jak się okazało – pies latał bezpańsko, bo został zapomniany… i to w jaki sposób! Właścicielka zabrała psa na zakupy i przywiązała go smyczą do barierki sklepu, po czym wychodząc, ewidentnie o nim zapomniała! Ktoś go odczepił, ja miałam pecha, że nie ten czas i miejsce, do szło do szarpaniny między psami, trochę i ja zostałam poszarpana…pomijam, że ludzie widzący sytuacje nawet nie zareagowali tylko stali tempo, jak cielaki :/ Ogarnęłam sytuację. W domu opatrzenie ran. Okazuje się, że z psem trzeba jechać do kliniki, zatem telefon do brata – „zawieź!”. W między czasie z okna obserwowałam kundla, który przez kogoś został ponownie przywiązany do barierki sklepu. I nagle pod sklep podjeżdża samochód…wysiada młody chłopaczek i zabiera psa. Spisałam numery rejestracji i czekam dalej na brata.
Przyjechał, coś tam pokrzykuje na mnie nie wiedzieć czemu…Dopiero w aucie zauważył, jak wyglądam ja… i moja ręka. Obraliśmy więc kierunek: najpierw pies i klinika weterynaryjna, później ja na izbę przyjęć (obdukcja, zastrzyki…pies jeszcze nieznany więc i na tężec i na wściekliznę). W tym całym zamieszaniu zapomniałam powiedzieć bratu, że spisałam numery auta… pada pytanie: a jakie to było auto? Yyyy….takie małe… granatowe ;) ;) ;) No dobra… jedziemy na policję, tam sprawdzili numery, pojechali tego samego dnia do właścicieli. Okazało się, że się przyznali, ze taka sytuacja była, że psa zapomnieli, bo żonę głowa rozbolała…i no tak wyszło… paranoja jakaś. Idąc jeszcze większym skrótem, padło hasło, żeby się DOGADAĆ. Dogadać to rozumiem, że porozmawiać na spokojnie, wyjaśnić sytuację i wspólnie rozwiązać problem…a nie cwaniakować, że ja jako gówniara nie będę mu warunków stawiać i on dostał mandat, przyznał się i dla niego sprawa jest załatwiona… Sprawa ciągnęła się z rok, bo cwaniactwo, jak się okazało sąsiadów z osiedla, nie znało granic. Utrudniali i komplikowali sprawy na wszelkie sposoby. Skoro dostałam na izbie szczepionki to logiczne, że sprawa idzie do sanepidu. Pies został zamknięty na obserwację i musiałam dostarczyć papiery od właścicieli, żeby wykazać, że jest zdrowy… generalnie jeden wielki sajgon, mnóstwo papierologii, robienie na złość i pokazywanie, że NIE BO NIE! A że Ania to uparty osioł i mimo że miałam dość sprawy to się zawzięłam i pokazałam im gdzie raki zimują… Od początku byli na przegranej pozycji, stąd Sąd zadecydował, że mają przystać na moje warunki. Bez dwóch zdań… sprawa wygrana J jeszcze próbowali robić na złość, kombinować, ale z moim pełnomocnikiem była krótka piłka. Tak więc ze spuszczonymi łbami omijają mnie teraz szerokim łukiem na osiedlu, a jak już spotkają w twarz to zawsze coś palną chamskiego. Buractwo :)



Ale po co Wam o tym piszę? Bo wyszłam dziś na trening… i na ostatnim odcinku (1,5km) widzę przed sobą biegacza. No to mi zaraz się włącza lampeczka i zaczynam się ścigać :) Oceniam sytuację… jest ode mnie jakieś 500 metrów dalej, ale biegnie równym tempem, wcale nie wolnym. Przyspieszyłam lekko żeby móc go wyprzedzić. Byłam bez soczewek wiec z daleka nie umiałam ocenić kim jest biegacz. Nim się do niego zbliżyłam traktowałam to jak czystą i zabawną rywalizację. Ale…jak zobaczyłam z bliska z kim mam do czynienia… rywalizacja przestała być zabawą! To był właściciel psa – Burak Cwaniakowaty :) Czując, że ktoś za nim biegnie odruchowo odwrócił się zauważając MNIE! Przyspieszył, a ja za nim… Dobiegając do końca trasy i wbiegając tym samym na osiedle wyprzedziłam go dość mocno i zostawiłam w tyle. Mało się nie skichałam przy tym, ale to nieważne! On tego nie widział. Za to ja widziałam jego minę… kolejną już minę w wersji przegranego. Była bezcenna :) Wróciłam do domu dumna jak paw i hehe no cóż mogę powiedzieć...

Taka sytuacja… :)

1 komentarz: